u mnie 1/2020

u mnie – wpis 1 / 2020 publikacja 27.01.2020 / strona 1/17

systematyka wpisu:

.

06.12.2019 – godzina 5:35

Wcześniej niż zwykle i znacznie później niż powinienem rozpoczynam ten wpis… dwie sprzeczności w jednym zdaniu, paradoks pełne ich nasze życie. Zbyt wcześniej gdyż podsumowania poprzedniego roku pojawiają się na mojej stronie końcem stycznia, lub początkiem lutego kolejnego, a nazbyt późno gdyż co ze zmieszaniem przyznaję w całym 2019 roku nie udało mi się znaleźć czasu i wiary na przygotowanie choć jednego z nich. Złożyło się na wiele różnych wątków, wiele wyzwań jakie postawił przede mną 2019 rok, o których traktować będzie ten wpis. Nie tyle w gwoli usprawiedliwienia braku wcześniejszych, choć zapewne również też, ale chciałbym się podzielić z wami moją drogą – naszą, bo umożliwiają dzięki wielu osobom które od lat umożliwiają mi trwanie oporem wobec choroby, umożliwiają mi… bycie.

Początek 2019 roku – nowe nadzieje

Rok 2019 przywitał mnie wyjątkowo zajadłym atakiem choroby ciągnącym się jeszcze od początku grudnia 2018 roku. Jest w tym pewna regularność że właśnie w tych okresach aż do wiosny zdarzają się wyjątkowo długie pasma zaostrzeń, choć trudno tu doprawdy doszukiwać się jakiejkolwiek pewników. Wszelkie takie próby sprawiają że choroba robi w najmniej oczekiwanym momencie przykrą niespodziankę, zupełnie jakby czytała w moich myślach… jedynym pewnikiem zawsze jest że powróci i atak przypuści. W końcu jednak udało mi się wyrwać w tak drogi mi plener, do malowniczej doliny Wapienicy w Beskidzie Śląskim. Miało to miejsce dokładnie w moje urodziny, można więc powiedzieć że choroba uczyniła mi grzeczność, pozwalając złapać oddech i zacząć odbudowywać siły do walki z nią.

Rok 2019 przywitał mnie wyjątkowo zajadłym atakiem choroby, dopiero 17.01.2019 udało mi się wreszcie wyrwać w teren, tu w Dolinie Wapienicy, wędrując w kierunku Polany Klimowej…

Zanim jednak przejdę w dalszą opowieści o rocznej przygodzie, muszę cofnąć się do grudnia roku poprzedniego, tudzież 2018, w tym bowiem czasie miało miejsce coś co bardzo znacząco położyło się cieniem na całym kończącym się 2019 roku. Determinując i wyznaczając jego wyzwania.

Nieprzewidziane koszty walki…

Jak zapewne stali bywalcy mojej strony wiedzą borelioza, choć jest najpoważniejszym wrogiem, nie jest bynajmniej jedynym z jakim walczę. Wśród mniej inwazyjnych, współcześnie dających się przy odpowiednim leczeniu kontrolować, jest astma oraz poważnie uprzykrzający mi ból generowany przez uszkodzony kręgosłup, a dodatkowo podbijany przez neuro-boreliozę, uszkodzone kolano, oraz kilka innych mniej lub bardziej komplikujących życie chorób. Każda z nich wymaga stosowania odpowiedniej farmakologii, szczególnie zaś sama borelioza. Było to już wiele razy poruszane na łamach tego działu, jak i ilustrowane ważkimi dowodami w postaci choćby wyników badań rezonansu magnetycznego mózgu niepodważalnie dowodzących że dobrze dobrane leczenie jest w stanie zatrzymać bezkarny wcześniej pochód tej boreliozy. Zresztą nie o same wyniki tu idzie lecz o jakość życia, o możliwość czerpania z niego jak najpełniej, a co również staram się zilustrować w tym dziale – jakość która powoli ale stale rośnie.

Końcówka roku 2018 przyniosła ze sobą potężne zaostrzenie, co było między innymi pokłosiem wydarzń opisanych w dalszej części, z utęsknieniem czekałem na chwilę gdy wreszcie założę buty i wyrwę w teren choć na kroki wypad – tu u wlotu do Doliny Wapienicy, Beskid Śląski 17.01.2019.

Niestety każdy kij ma dwa końce, jak miecz dwa ostrza… to co stanowi oręż przeciw natarciu choroby, równocześnie na wielu poziomach może źle wypływać na organizm. Ot paradoks, sprowadzający się do akceptacji kosztów dodatkowych, w zamian zyskując jakość i możliwości niewspółmierne do tego jakie mogłyby być bez wsparcia lekami. Przy czym pragnę tu po raz kolejny z całą stanowczością podkreślić że nie dotyczy to li tylko antybiotyków, terapia ILADS utrzymująca mnie przy życiu i trzymająca w szachu chorobę prowadzone w sposób odpowiedzialny i zrównoważony, gdzie stosuje się bogatą suplementacją, oraz przy zachowaniu autodyscypliny ze strony pacjenta, w postaci specjalnej diety, jest obarczona mniejszym niż to się zwykle przestawia ryzykiem. Czego znów jestem ja sam dowodem, prowadzona od wielu lat, nie wpłynęła w negatywny sposób na pracę układu pokarmowego, ani organów jak wątroba, żołądek, jelita i nerki. Ilustrują do doskonale co miesięcznie wykonywane w szerokim zakresie badania krwi i moczu.

Terapia ILADS utrzymująca mnie przy życiu i trzymająca w szachu chorobę prowadzona w sposób odpowiedzialny i zrównoważony, jest obarczona mniejszym niż to się zwykle przestawia ryzykiem, za to przynosi ze sobą zbawienne sutki w postaci, jak choćby w moim przypadku zablokowała proces rozwoju zmian martwiczych w mózgu. Terapia która powstrzymała wcześniej bezkarny pochód choroby rozpoczęła się w listopadzie 2012 roku, znajduje to swoje obicie w wynikach badań. Od lewej wynik rezonansu magnetycznego z 2009 roku gdy pojawiła się pierwsza taka zmiana, z 2012 roku gdy doszły nowe ogniska, oraz z 2018 roku jasno potwierdzające że nie tylko od chwili rozpoczęcia leczenia nie doszło do pojawiania się nowych zmian, ale wycofaniu uległy drobne ogniska wychwycone w 2012 roku, a największa ze zmian przeszła w stan zastarzały, nie aktywny.

No tak… znów masło maślane. Więc o co chodzi, każdy kij ma dwa końce, niby bezpieczne a nadmieniam o dodatkowych kosztach? W istocie mogliście odnieść takie wrażenie, już spieszę z wyjaśnieniem. Otóż chodzi nie o wpływ samej terapii ILADS ale feralnego skrzyżowania kilku typów czynników, wynikających z leczenia kilku chorób równocześnie, które krótko mówiąc pozbawiły mnie prawie całkowicie zębów. Pierwszym z nich jest skrzyżowania dużych dawek leków stosowanych na astmę, w tym sterydów w okresach zaostrzeń, wziewów i tabletek, w połączeniu z dużymi dawkami antybiotyków z grupy tetracyklin. Te ostatnie co jest rzeczą oczywistą, jest to nawet wpisane w ulotce, skutecznie niszczą szkliwo zębów jak i powodują ich przebarwienie najczęściej na żółty kolor.

Właściwie prowadzona antybiotykoterapia według zasad ILADS, z zastosowaniem bogatej suplementacji i diety stanowi znacznie mniejsze ryzyko niż powszechnie sądzi, co również znajduje swoje odbicie w wynikach badań krwi i moczu, tu przykład po lewej i w środku niektórych z takich badań, pomimo upływających lat terapii, organy nie wykazują cech uszkodzenia, a wyniki nie odbiegają od tych jakie mają zdrowi ludzie. Po prawej autor w górnym odcinku Doliny Wapienicy 17.01.2019 roku.

Tego byłem świadom, więc czemu nie zmieniono leków na inne grupy? Tu na scenę wkracza kolejny problem, niesłychanie ważny z punktu widzenia możliwości leczenia – uczulenie na szerokie spektrum antybiotyków w tym kluczowe jak penicylina, erytromycyna i doksycyklina. W efekcie skutecznie ograniczam możliwości walki mojemu lekarzowi, tym większa moja dla niego wdzięczność że pomimo tak ograniczonego pola manewru nie traci wiary i od lat walczy o moje życie. Na szczęście dobrze toleruje grupy Tetracyklin, które okazały się też niezwykle skuteczne w moim przypadku w kontekście zwalczania krętków boreliozy.

Niestety i tu powracamy do naszego kija samobija, grupa ta połączona z obciążeniami generowanymi w kierunku szkliwa zębów przez leki na astmę, oraz ostatniego z problemów – wrodzonej niskiej jakości uzębienia, tudzież ich odwiecznej podatności na próchnicę, oraz ogólnie niską odporność w tym mechaniczną, doprowadziło do tego że non stop borykałem się z problemami, aż wreszcie w 2015 roku podczas zderzenia sterydów i grupy tetracyklin, połączonego z osłabieniem zajadłym atakiem choroby, po prostu zęby zaczęły się łamać – zupełnie jakby zrobione były ze szkła. Nie minęło pół roku gdy większość z nich była zniszczona.

….wśród szerokiego wachlarza możliwych objawów jakie serwuje mi borelioza, pojawiają się pewne powtarzalne elementy zwiastujące zawsze wyczekiwany okres reemisji, jednym z nich są zaostrzenia astmy, oraz bezdech, bóle w klatce – właśnie wówczas jeszcze bardziej niż zazwyczaj myślami uciekam do chwil dobrych, tych gdy wyruszam na szlaki by afirmować piękno, tu po prawej letni wypad do Doliny Wapienicy 04.06.2019 roku.

Zapewne domyślacie jak wielka była moja irytacja że lekarze dopuścili do nałożenia na siebie negatywnych skutków różnych grup na różne choroby leków… jednak jeden z nich powiedział mi słowa które wryły mi się w pamięć, całkowicie zmieniając moje do sprawy podejście: „Nawet gdyby Pan wiedział że tak się stanie, to co? Przestałby Pan brać leki? Więc co by Pan wybrał – uduszenie przez nieleczoną astmę, czy może wejście w stan wegetatywny przez niepowstrzymaną neuroboreliozę? To trzeba po prostu wpisać w koszty – myślę że pomimo że przykra, jest to wciąż niska cena za życie.” te kilkanaście słów idealnie wyjaśnia powagę sprawy, oraz usprawiedliwia to do czego doszło. Notabene potem o czym więcej niżej, te same słowa usłyszałem potem wielokrotnie od stomatologów.

…pierwszy po długim agresywnym okresie zaostrzenia zimowy wypad – Dolina Wapienicy 17.01.2019, po lewej Potok Wapienica nieopodal Polany Klimowej, po prawej sztuczny zbiornik wodny Wielka Łąka, zasilany przez trzy potoki płynące doliną: Barbara, Wapienica, oraz Żydowski Potok.

Rachunek wystawiony i opłacony, czas na ratunek…

Dobrze stało i zważywszy na implikacje wynikające z przerwania leczenia każdej z wymienionych chorób było warto. Skoro jednak już się stało, pora posprzątać – ratować to co do uratowania było jeszcze możliwe, oraz zadbać o protetyczne uzupełnienia. Proste nieprawdaż? W dobie szybkiego postępu medycyny, znakomitych materiałów stomatologicznych, oraz urządzeń do leczenia uzębienia nie powinno to stanowić problemu… a jednak jakże bardzo się można tu pomylić! Ze względu na wysoką oporność na miejscowe leki znieczulające, oraz skalę – ilość zębów do usunięcia, stopień złożoności zabiegu, w grę wchodziło wyłącznie wykonanie zabiegu w znieczuleniu ogólnym.

Nadal nie powinno być problemu prawda? No cóż a jednak… tu na scenę wkroczył znane mi zagrywki ze strony lekarzy. Kolejna klinika, wpierw entuzjazm wszak sprawa do zrobienia, potem pytanie zmieniające wszystko – o przyjmowane leki i przede wszystkim choroby. W tym miejscu wyjmowałem grubą tekę (a i tak odchudzoną na takowe spotkania) z wypisami i badaniami, z listą kilkunastu chorób i obserwowałem jak entuzjazm topnieje, a zaczynają się podchody w poszukiwaniu metody na spławienie pacjenta, tudzież mnie. Zazwyczaj za taki filar usprawiedliwiający odmowę służyła zakrzepica, oraz tendencje do krwotoków. Tak więc generalnie w rodzimym mi mieście skończyło się na tym że odmówiono mi przeprowadzenia usunięcia kilkunastu zębów w znieczuleniu ogólnym, ze względu na brak możliwości szybkiej interwencji w przypadku pojawiania się problemów, tudzież brak oddziału ratunkowego. Cała ta przepychana to podsycane, to gaszone nadzieje, w tym przede wszystkim przez anestezjologów, trwała blisko 8 miesięcy – osiem straconych miesięcy gdy te zęby które pozostały ulegały dalszej degradacji.

…nie ważna jak daleko, jak wysoko, ważne że w ternie i na własnych nogach, że można widzieć i czuć wszystkie te przejawy natury piękna – Dolina Wapienicy 17.01.2019, po lewej kaskady na potoku Wapienica, po prawej w górnym odcinku doliny, powyżej Polany Małej Łąki.

W końcu polecono mi szukać placówki NFZ z chirurgią stomatologiczną, oraz zapleczem ratunkowym. Nie przeczę że jest to mądre podejście, wszak zawsze lepiej być niż nie być dodatkowo zabezpieczonym, problemem był wyłącznie czas i przedłużające się owijanie sprawy w bawełnę. No dobrze zostawmy to już, w końcu namierzyłem klinikę w Katowicach należącą pod Uniwersytet Śląski, która posiadając jeden z nielicznych obecnie na południu kraju oddziałów chirurgii stomatologicznej wydawała się być miejscem które załatwi sprawę. Po wielu próbach wreszcie otrzymałem termin konsultacji za… rok! Tak docieramy już do końca 2016 roku.

Odczekawszy ten czas stawiłem się na konsultację by usłyszeć że… klika utraciła kontrakt z NFZ na wykonywanie tego typu zabiegów w znieczuleniu ogólnym, po czym wręczono mi listę klinik które takowe rzekomo jeszcze miały i pożegnano. Iście kuriozalne i niestety tak bardzo polskie. Pomijając niewydolność i degenerację całego systemu lecznictwa, nic nie tłumaczy braku tak podstawowego przejawu empatii, czy zwyczajnie myślenia, w postaci telefonów do pacjentów oczekujących długie miesiące na konsultację, aby nie czekali na darmo. No tak… ależ ile by to kosztowało wysiłku! Zresztą nie byłem niestety osamotniony w tamtym dniu, takiego szoku jak ja doznało wielu innych pacjentów. Wściekły, aż kipiąc ze złości, znów zakończyłem przygodę z kolejną kliniką trzymając w ręku listę innych placówek.

…komi-tragiczny obraz działania lecznictwa w naszym kraju opisany w tej części wpisu, tu ilustrujący jego działanie na płaszczyźnie stomatologii miał swój początek latem 2015 roku, rok czasu musiałem oczekiwać na konsultację w klinice w Katowicach, tylko po to aby dowiedzieć się że ów placówka utraciła kontrakt na wykonywanie zabiegów resekcji w znieczuleniu ogólnym, odsyłając mnie z świstkiem zawierającym listę placówek które jakoby takowe usługi jeszcze świadczyły. Tu po lewej i w środku z Żona podczas wyjazdu na konsultację w Katowicach po której wiele sobie wówczas obiecywałem / po prawej: leśniczówka na Polanie Wielka Łąka w Dolinie Wapienicy 17.01.2019

Tym razem padło na Kraków – już wiedząc czego można się spodziewać, przygotowałem się na dłuższe czekanie, który znów wynosiło kolejny rok… tak docieramy już do pierwszej połowy 2018 roku. Gdy wreszcie trafiłem do kliniki, zostałem pozytywnie zaskoczony, szczególnie na tle miernej na każdym poziomie opieki w rodzimym mi mieście, jak i lekceważącego potraktowania w Katowicach. Można by powiedzieć że wręcz inny świat, od organizacji przepływu ruchu pacjentów, po ich przyjęcie przez lekarza. Trafiłem tam do bardzo miłej Pani chirurg która zaczęła z entuzjastycznej nuty, co jednak bynajmniej mnie nie cieszyło, wszak nie widziała ona jeszcze długiej listy chorób i stosowanych leków… ku mojej jednak radości i to nie zmieniło jej postawy, a z konsultacji wyszedłem z terminem zabiegu operacyjnego.

…w sidłach atakującej choroby, w okresie zaostrzenia dochodzi do rozwinięcia skrajnej nadwrażliwości na bodźce sensoryczne, oraz częstych ataków zawrotu i paraliżującego bólu głowy, spędzam wówczas często całe dnie klęcząc lub siedząc z unieruchomią głową / jednym z typowych objawów poprzedzających ataki, ale i wyjście z zaostrzenia są siniaki i krwiaki, w tym żółto – pomarańczowe, aż do czerwonych, przebarwienia na powiekami / Pomimo jednak wszystkich trudnych wyzwań w 2019 roku, licznych agresywnych i długich zaostrzeń, był to też rok pod wieloma względami przełomowy, to właśnie wówczas powróciłem na dalekie i długie szlaki otwierające przede mną nowy wymiar wolności – tu na tle Ochodzitej, wędrując ze Zwardonia do Wisły Czarne 10.08.2019 roku.

Powrót do współczesności…

Tak powracamy do grudnia 2018 roku, gdy to cztery dni przed Wigilią Bożego Narodzenia stawiłem się na sali zabiegowej. Szczęśliwie znów trafiłem pod skrzydła bardzo miłej, o dużym doświadczeniu i umiejętnościach Pani chirurg. Po wstępnej rozmowie zostałem poinformowany że nie ma możliwości przeprowadzenia usunięcia wszystkich zębów naraz, ze względu na moje liczne obciążenia, oraz skalę zabiegu. Decyzja ta równocześnie mnie uspokoiła i rozczarowała. Uspokoiła gdyż jak już pisałem zawsze warto stawiać na bezpieczeństwo a nie ryzykanctwo że jakoś to będzie, a nieco rozczarowało gdyż oznaczało to że przez całą procedurę i ból pozabiegowy przechodzić będzie trzeba jeszcze raz.

Okrągłe lampy wdzierający się jaskrawym snop światła do oczu, wokół krzątała się pielęgniarka, metaliczny dźwięk układanych instrumentów, wszystko w doskonale wyuczonych praktyką ruchach niczym w dobrze naoliwionej maszynie. Żadnego przypadku, ani chaosu, spokój. Potem kroplówka, maska ostatnie słowa zamienione z anestezjologiem i… wyłącznie z czasoprzestrzeni. W miejscu tym pragnę złożyć szczere i serdeczne podziękowanie dla anestezjologa, po mistrzowsku wykonującego swój fach, a co równie istotne będącego ciepłym serdecznym człowiekiem, skutecznie potrafiącym łagodzić stres pacjenta, sprawiając że takie jak opisane chwile przestają wydawać się być tak trudne.

Okrągłe lampy wdzierający się jaskrawym snop światła do oczu, wokół krzątała się pielęgniarka, metaliczny dźwięk układanych instrumentów, potem nicość…aż powrót, rozbudzenia jaźni. Po lewej w drodze na pierwszą część zabiegu resekcji zniszczonych zębów, w środku i po prawej powrót z zabiegu. Jednym z obciążeń z jakimi zmagają się lekarza mną się opiekujący jest silna tendencja do krwotoków, połączona z zakrzepicą, po zabiegu pomimo iż wszystkie większe rany zostały zszyte długo jeszcze i dość obficie krwawiłem, a jednak równocześnie się cieszyłem, o ten chwilę walczyłem przez ostatnie trzy lata, było to ważne wytrącenie argumentów boreliozie, dla której krętków zainfekowane zęby stanowią idealny rezerwuar pozwalający ukryć się przed większością antybiotyków.

Następnie zimno, senność, oczy zaklejone ciężkimi niczym z ołowiu powiekami – powrót do rzeczywistości… sala pozabiegowa. Ktoś spogląda z boku, ktoś mówi o budzeniu więc się budzę, z trudem się podnoszę, językiem sprawdzam ile udało się zrobić, jest dobrze. Obok czeka już Żona, przez zaspane oczy widzę jak wchodzi moja droga Pani chirurg, nieco niewyraźnie mówiąc pytam czy mogę już iść? Na co ona się uśmiecha, chyba nie wierząc że to możliwe „jak Pan da radę to proszę”. Dwa razy powtarzać mi nie było trzeba, mocno się chwiejąc i podpierając na ramieniu Żony opuściłem blok zabiegowy ku niemałemu zdziwieniu personelu.

* * *

Zielona choinka strojna w kolorowe bombki, w domu zapach smakowitych potraw – powróciłem do domu wykonawszy pierwszy ważny krok nie tylko do likwidacji szkód powstałych w toku walki z chorobami, ale też co ma olbrzymie znacznie eliminując potencjalne rezerwuary krętków boreliozy. Powróciłem do domu na święta. Po nich nadszedł czas na pożegnanie 2018 i powitanie 2019 roku – czasu który już wiedziałem że w znaczącej mierze wypełnią podróże do Krakowa, kolejny zabieg, a potem leczenie… wkraczałem więc w niego wiedząc że będzie obfitował w liczne trudne wyzwania, mogąc jedynie mieć nadzieję że pomimo nich uda się wyrwać chorobie jeszcze te dodatkowe lepsze dni w które będę w stanie powrócić na szlak. Tak dużo wyzwań, tak mało możliwości, tak dużo pragnień i planów, a tak mało pewników za to mnóstwo znaków zapytanie – tak przywitałem nowy 2019 rok…

Zaledwie w cztery dni po pierwszej części zabiegu w znieczuleniu ogólnym mogłem cieszyć się z spędzanych wspólnie z bliskimi i przyjaciółmi Świąt Bożego Narodzenia…

Zima… walka o odzyskanie równowagi i początki wiosny

Tak powróciliśmy do początku wpisu, do początku 2019 roku, teraz też mam nadzieję naszkicowałem słowem pełniejszy obraz tego dlaczego nowy rok przywitałem pozostając na froncie ostrych zmagań z chorobą. Słusznie bowiem zakładałem, jak i droga moja Pani Doktor, że usunięcie zębów spowoduje wyrzut z rezerwuaru bakterii krętków boreliozy, co skończyło się zmasowanym atakiem choroby. Notabene była to jedna z przesłanek dla której nie wolno było przeprowadzać od razu pełnej resekcji, istniało bowiem realne zagrożenie sepsą.

…usunięcie zębów spowodowało zgodnie z przewidywaniami nie tylko stomatologów, ale również lekarki walczącej z boreliozą, jak i neurolog, wyrzut z rezerwuaru bakterii krętków boreliozy do krwiobiegu, co skończyło się zmasowanym atakiem choroby, to właśnie dlatego tuż po świętach choroba ponownie na długi czas uwięziła mnie w domu, przebieg zaostrzenia był też wyjątkowo agresywny.

Porzućmy już te wątki około operacyjne, tuż po pierwszym udanym wypadzie do Doliny Wapienicy, z wciąż niezagojonymi ranami i szwami, ale mocny na tyle by móc wyrwać się na szlak, powróciłem w góry. Cóż to była za piękna przygoda, białe czapy skrzącego się śniegu zwisające z zielonych gałązek świerków, błękit nieba upstrzony obłokami i skrzypiący pod butami zmrożony śnieg. Powróciłem na jedną z moich ulubionych zimowych tras, podążając z Szyndzielni przez Klimczok i Przełęcz Kowiorek do Schroniska PTTK pod Klimczokiem, oraz dalej przez wyjątkowo malowniczy grzbiet masywu Magury z metą w Bystrej. Ten dzień, tak pełny piękna, pozwolił mi na nowo odbić się od dna, uzupełniając nadwątlone siły i odnajdując wiarę.

* * *

…siła woli, wiara, oraz cud oporu i regeneracji organizmu po kolejnych atakach choroby pozwolił mi ponowie powrócić na szlak 19.01.2019, by cieszyć się pięknem mojej ulubionej z pór roku – tu od góry od lewej: na platformie wieży widokowej na Szyndzielni, start na szlak / w drodze z Szyndzielni na Klimczok / zejście z Klimczoka na Przełęcz Kowiorek, do schroniska PTTK pod Klimczokiem (na zboczach Magury) / zejście z Magury do Bystrej.

Wyjątkowo opornie i niemrawo tego roku zbierała się do powrotu do naszego kraju wiosna. To zdawało się że już na dobre rozgościła się na Podbeskidziu, by znów wycofać się oddając pole ostro targującej się o władze nad naturą zimie. Podczas takiego właśnie dnia gdy wydawało się że zima ostatecznie się wycofała udało mi się wybrać na włóczęgę częściowo szlakiem, a częściowo własnymi dzikimi ścieżkami po Dolinie Bystrej, podążając w kierunku rodeł rzeki Białki. Wypad był to niezwyczajny, gdyż był to chrzest nowego towarzysza mych wędrówek aparatu FUJIFILM X-T20, następcy służącego wiernie od lat modelu X-M1 tej samej marki.

Po latach wiernej służby nadszedł czas na wymianę wysłużonego towarzysz moich wędrówek aparatu FUJIFILM X-M1, na jego większego brat model T-X20 widoczny po lewej, natomiast po prawej oba wymienione modele obok siebie – po lewej X-M1, po prawej T-X20. Ten dzielny maluch X-M1 otworzył przede mną zupełnie inny świat kreatywnej, świadomej fotografii, przenosząc mnie na zupełnie inny poziom wiedzy i możliwości, pozostaje mieć nadzieję że jego następca okaże się równie trwały, oraz przełomowy.

Modelu który jak żaden wcześniej otwarł przede mną zupełnie nowe możliwości, dopuszczając do świata bardziej zaawansowanej kreatywnej fotografii. Pozwolił mi też zostać laureatem wielu konkursów, wreszcie wiernie służył w każdych warunkach pogodowych, o każdej z pór roku, włącznie z siarczystymi mrozami. W świetle tych faktów poprzeczka oczekiwań wobec następcy postawiona była wysoko. Nie była to jednak przesiadka tak ekstremalna jak na X-M1, gdy wkraczałem dopiero w świat matryc APS-C X-Trans, ale jednak zawsze pozostaje ta niepewność…

Gdy wreszcie ucichły nieco werble w głowie, gdy choroba się wycofała, ruszyłem ponownie w teren 06.03.2019r, wraz z nowym aparatem, do Doliny Bystrej w Beskidzie Śląskim.

Szczęśliwie T-X20 od pierwszego kontaktu okazał się godnym następcą swego mniejszego brata, wzorowo wypełniając jego zadania, a jak wkrótce miało się okazać zdjęcia wykonane z jego pomocą również zostały nagrodzone. Pierwszym z zadań nowego focika stało się wykonanie fotografii studyjnych przewidzianych jako element okładki dla mojego czwartego tomiku poezji pod tytułem „W poszukiwaniu równowagi”, nad którym prace trwały od blisko pół roku, drugim a pierwszym terenowym był wspomniany do Doliny Bystrej.

Szczęśliwie od pierwszego kontaktu aparat FUJIFILM T-X20 okazał się godnym następcą swego mniejszego brata, wzorowo wypełniając jego zadania, a jak wkrótce miało się okazać zdjęcia wykonane z jego pomocą również zostały nagrodzone… tu kaskady na potoku Białce w Dolinie Bystrej 06.03.2019 roku.

* * *

Zanim na dobre choroba zamknęła mnie w domu, przyszła pora na kolejny zaplanowany etap „remontu” a właściwie ratunku tego co uratować się ze zniszczonych zębów jeszcze dało. Nie, nie to nie pora jeszcze na część drugą zabiegu, dopiero wszak co ledwo się zagoiły rany po pierwszym, ba wciąż jeszcze czekałem na rozpuszczenie szwów, przyszła jednak pora na prace stomatologii i endodoncji. Tu pewne techniczne uściślenie, klinika w Krakowie funkcjonuje w dość złożony sposób. Każde jej piętro to osobny świat, niewiele mający ze sobą wspólnego. Dolne to głównie opisana już chirurgia, kolejne to właśnie stomatologia, a najwyższe to protetyka. Można to różnie rozpatrywać, również w kategorii… awansu.

Nigdy bardziej nie smakuje wolność niż gdy odzyskuje się ją po niewoli w moim przypadku niewoli choroby… Dolina Bystrej 06.03.2019 roku, po lewej spiętrzenia na potoku Białka, po prawej podczas wędrówek dziki ścieżkami w obrębie doliny.

Zaczynamy od samego dołu – od podstaw, by stopniowo przechodzić wyżej, do szczęśliwego finału. Ma to w teorii sens, gdyby tylko poszczególne oddziały szybko i skutecznie wywiązywały się ze swojego zakresu działań. Niestety jak się przekonamy, a o czym wówczas jeszcze pojęcia nie miałem, o ile chirurgia działa szybko i profesjonalnie, o tyle tempo pracy stomatologii pozostawia dość dużo do życzenia. W każdym razie dotarłszy do Krakowa, odczekawszy swoje w kolejce, trafiłem pod opiekę bardzo miłej Pani Doktor, tak zaczęły się prace, które nie powinny potrwać zbyt długo zważając na ilość pozostałych zębów. Ból… nie zważam tego, wręcz nie uwzględniam go w założeniach, żyję z nim na co dzień, nie oznacza to oczywiście że go nie odczuwam, bynajmniej, ale nauczyłem się akceptować go w imię celu, tu jasnego i sprecyzowanego. Poza tym jest prawdą, dla tych którzy w to powątpiewają, że współczesne środki znieczulające są tak doskonałe że praktycznie znoszą ten problem.

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2019-2020 aktualizacja: 25.01.2020 / strona 1/17

prawa autorskie / materiały graficzne:

Wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.