U MNIE 2-2011

U MNIE – wpis numer: 02 / 2011  aktualizacja: 03.02.2011

Druga z zaplanowanych podróży medycznych na początek tego roku już za mną. Była to kolejna wizyta w Klinice Ortopedii – Urazowej w Piekarach Śląskich. Tym razem wizyta mająca na celu skonsultowanie mojego stanu z obrazem klinicznym, w celu ustalenia metodologi możliwego dalszego postępowanie, w szczególności na tle zmian w kręgosłupie, przed zabiegiem operacyjnym kolana.

Tym razem podróż ta, skądinąd niedaleka, była dla mnie wyjątkowo trudna, gdyż tuż przed wyjazdem na dobre zaatakował błędnik, do końca więc nie jasna była decyzja o wyjeździe. Jak to jednak w moim stylu, nie poddałem się bez walki i pojechałem. Choć momentami, patrząc z boku musiało to wyglądać nader dziwacznie, zataczając się, z kulą i nogami w ortezach, oraz z stoperami w uszach, chroniącymi mnie przed dźwiękiem. Podróż ta pewnie by się nie odbyła gdyby nie wsparcie mojej Żony, która służyła mi za język w komunikacji z ludźmi, oraz ogólnie dawała wsparcie. Potem już mocno „napakowany” lekami jakoś się rozkręciłem i reszta podróży i sama wizyta przebiegła znośnie, choć nie łatwo.

Druga z zaplanowanych podróży medycznych na początek tego roku już za mną. Była to kolejna wizyta w Klinice Ortopedii – Urazowej w Piekarach Śląskich. Tym razem wizyta mająca na celu skonsultowanie mojego stanu z obrazem klinicznym, w celu ustalenia metodologii możliwego dalszego postępowanie, w szczególności na tle zmian w kręgosłupie, przed zabiegiem operacyjnym kolana.

zdjęcia od lewej: Start…dworzec w Bielsku – Białej o 6 rano / Bileciki do kontroli… / O rany…weźcie wyłączcie te karuzele w mojej głowie…

Tym razem podróż ta, skądinąd niedaleka, była dla mnie wyjątkowo trudna, gdyż tuż przed wyjazdem na dobre zaatakował błędnik, do końca więc nie jasna była decyzja o wyjeździe. Jak to jednak w moim stylu, nie poddałem się bez walki i pojechałem. Choć momentami, patrząc z boku musiało to wyglądać nader dziwacznie, zataczając się, z kulą i nogami w ortezach, oraz z stoperami w uszach, chroniącymi mnie przed dźwiękiem. Podróż ta pewnie by się nie odbyła gdyby nie wsparcie mojej Żony, która służyła mi za język w komunikacji z ludźmi, oraz ogólnie dawała wsparcie. Potem już mocno „napakowany” lekami jakoś się rozkręciłem i reszta podróży i sama wizyta przebiegła znośnie, choć nie łatwo.

A efekty? Cóż ograniczę się do stwierdzenia że lekarz na którego tym razem miałem przyjemność trafić podszedł do sprawy nader mądrze, bez dróg na skróty, podejmując wyważone i racjonalne decyzje. Stanęło więc na tym co oczywiste, że stan kręgosłupa w tej chwili jest na tyle stabilny że na tle pozostałych obciążeń wynikających z boreliozy, podobnie jak kolano, jest sprawą drugoplanową, nie wymagającą natychmiastowych działań, a wszelkie działania powinny być ograniczone do dotychczas podejmowanych, czyli nieustanna rehabilitacja, leczenie przeciwbólowe. Decyzja ta jest bardzo rozsądna, jako że jak potwierdził lekarz w swej opinii, nie wiadomo ile z objawów neurologicznych w odniesieniu do stanu kończyn dolnych, zaburzeń czucia, powłóczenia, głębokich niedowładów, oraz bólowych, pochodzi od samego kręgosłupa, a ile z nich ze strony przewlekłej boreliozy, zupełnie więc irracjonalne byłoby podejmowanie decyzji o operacji w takich warunkach. Wpierw należy powstrzymać boreliozę, poczekać czy i ile ze zmian się cofnie, potem ponownie rozważyć dalsze postępowanie. To długofalowa droga, której realizacja może zająć nawet dwa, trzy, lata.

zdjęcia od lewej: Prawie na miejscu… / No i po… 🙂 można wracać.

Tak więc ponownie powróciłem do tego samego miejsca przeklętego…borelioza. Niczym zaklęty krąg wciąż i wciąż przewija się ona we wszystkich moich objawach, w tym co mnie dręczy. Krąg który muszę przerwać, lecz aby było to możliwe, muszę rozpocząć kosztowne leczenie, na które wciąż jednak mnie nie stać…wciąż też jednak wierzę że wkrótce stanie się to możliwe, że zdążę ją powstrzymać nim splądruje mój układ nerwowy tak dalece, że zawrócenie z tej drogi będzie już nie możliwe…

Na wizycie padło też bardzo trafne określenie mojego stanu, za pomocą jednego słowa – polineuropatia*, w przebiegu boreliozy. Jest to słowo które bez dalszego bezcelowego rozczłonkowywania na poszczególne objawy i określające je jednostki chorobowe, ujmuje w jeden nawias je wszystkie. Nie jest to słowo zbyt budujące, jednak słowo którego prawdziwości i trafności nie sposób zaprzeczyć. Rozwiązanie jest jedno…to o którym pisałem powyżej.Co więc dalej…cóż, dalej będę starał się zebrać z Waszą pomocą potrzebne środki na leczenie, a w między czasie podejmował drobne kroczki, które są w moim zakresie możliwych działań, na długiej drodze powrotnej zmierzającej do zatrzymania i cofnięcia zmian chorobowych, na tyle na ile będzie to możliwe. Takim kolejnym małym kroczkiem będzie planowa operacja przepukliny, która ma się odbyć w przyszłym tygodniu. Dnia 09.02.2011. mam zostać przyjęty na oddział szpitalnym, w celu jej zaszycia.


AKTUALIZACJA – 14.02.2011

I tak mija nam połowa kolejnego miesiąca tegoż roku…i jak to w życiu czasem bywa, plany na ten czas zostały zweryfikowane przez los. W tym bowiem czasie miałem planowany zabieg, zszycia przepukliny pachwinowej. Jednak nie mógł się on odbyć ze względu na zapalenie oskrzeli i gorączkę. Termin zabiegu został przesunięty na koniec maja. Cóż…podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W pełni się w tym miejscu zgadzam z owym przysłowiem, zabieg bowiem rozminął się z moim krótkim okienkiem stabilizacji i trafił w czas gdy ponownie wchodzę w okres zaostrzonych objawów ze strony boreliozy. Oznaczałoby to dla mnie ogromny wysiłek i trudne do przewidzenia komplikację podczas pobytu i w szpitalu, oraz samego zabiegu.


Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 02 / 2011  aktualizacja: 03.02.2011