U MNIE 2-2018

U MNIE – wpis numer:  2 / 2018 aktualizacja: 25.08.2018 / strona 5/7

systematyka wpisu:

.

Polskie kuriozum…

Na wstępie pragnę zaznaczyć że tematy które teraz będą poruszane są opisywane wyłącznie z mojego punktu widzenia, w oparciu o własne doświadczenia, ograniczonego do mojego miejsca zamieszkania. Sądzę jednak że w większej, czy mniejszej skali dotyczą one całego kraju… rzecz oczywiście będzie dotyczyć tak zwanej darmowej opieki medycznej – tak zwanej gdyż jak zilustruję to w tekście faktycznie darmowa to ona jest wyłącznie w nadętych sloganach polityków.

Krzywa, Bielsko-Biała 16.07.2018

Powszechny system opieki społecznej, a więc w założeniu podstawowa instytucja ratujące nas przed i w trakcie choroby, znajduje się w stanie silnej zapaści… nic nowego prawda? Wszak na lewo i prawo się o tym mówi, dzisiejsza opozycja faktem tym posługuje się niczym tarczą przeciw obecnej większości parlamentarnej, w istocie jednak prawda zdaje się być nieco bardziej złożona. Na dzisiejszy bowiem stan złożyły się wieloletnie zaniedbania, nie tyko obecnej, ale i wielu poprzednich ekip rządzących, nie rozwiązane problemy, lub stosowane półśrodki zaowocowały w końcu tym co mamy obecnie… a co mamy? Cóż na to pytanie każdy z tych którzy mieli wątpliwą przyjemność szukania pomocy u lekarzy NFZ może sam z pewnością sobie odpowiedzieć. Niekończące się oczekiwanie na wizytę, gumowe terminy, niemoc, niewydolność, ogólne znieczulenie – brak empatii dla chorego, impertynencje, niefachowość, błędy, oraz co stanowi jeden z fundamentów obecnej zapaści – brak lekarzy.

W tracie „medycznych wycieczek”… wśród wymuszonych wyjść była i wizyta po ukąszeniu bliżej niezidentyfikowanego owada, acz bynajmniej nie kleszcza, ani meszki, mniejsza zresztą o to, ważniejsze jest tu jak po raz kolejny zaprezentowała się dostępność „publicznej służby zdrowia” dostanie się do lekarza zajęło mi cały dzień, oraz skutkowało podróżami po cały mieście… i pewnie w normalnych warunkach w ogóle bym nie reagował gdyby nie gorączka, no cóż, strach pomyśleć o poważniejszych przypadkach, czego zresztą również doświadczam jak wielu na co dzień.

Ograniczmy jednak te rozważanie do wspomnianego w nagłówku kuriozum… do moich własnych doświadczeń. Wątek nowego problemu, wówczas jeszcze nie nazwanej choroby, doprowadził do sytuacji gdy od lekarza pierwszego kontaktu wyszedłem ze skierowaniem do poradni chirurgi urazowej. Ze względu na problematyczny ból w dłoni, oraz brak wiedzy z czym się zmagam, co absolutnie i wyłącznie leżało u podstaw poszukiwania pomocy, jako że po prostu chodziło o zdobycie wiedzy czy jest to coś wymagające szybkiej interwencji czy też nie, ruszyłem w miasto w poszukiwaniu lekarza.

Pierwsza wizyta w poradni chirurgicznej w jednym z Bielskich szpitali, gdzie rok wcześniej usuwano mi zmianę skórną, przyniosła rezultat w postaci wiedzy że w naszym mieście takie poradnie są wyłącznie dwie i żadna inna poradnia chirurgiczna z skierowaniem do wersji „urazowej” mnie nie przyjmie. Już chyba zwyczajowo nie obyło się bez scysji…

W rejestracji, skądinąd miła Pani poinformowała mnie właśnie o tym fakcie, że z tak wypisanym skierowaniem pomimo oczywiście dopisku „Cito” przyjmie mnie w trybie zwyczajnym i to w odległych o kilka miesięcy terminie. Doradziła poradnie urazowe, uświadamiając że takowe są tylko bodaj dwie, ale ona nie wie gdzie, kazała zapytać lekarza na izbie przyjęć, a że widziała że chodzę o kuli, nie chcąc mnie ponownie wysyłać na klatkę schodową, kazała skorzystać z przejścia służbowego na izbę. Tak też uczyniłem, natrafiając tuż za nim na lekarza, który o nic nie pytając od razu dawaj z wrzaskiem że tędy się nie chodzi. Na moją odpowiedź że udzielono mi takiego pozwolenia i z jakim pytaniem mnie tu przysłano, on ponownie podniesionym głosem „to oni w rejestracji nie wiedzą? A to co ja mam wiedzieć!?” no naprawdę od razu robi się człowiekowi miło, aż pięści same się zaciskają… ostatecznie dowiedziałem się gdzie takowe są i udałem się w dalszą drogę.

…nocne włóczęgi z aparatem, tu testując obiektyw stałoogniskowy 7artisans 25mm f/1.8 – rzeka Białka, po w oddali widać most na rzece, oraz po prawej budynek C.H. Sfera 08.07.2018

W kolejnym szpitalu, trafiwszy już do prawidłowej rejestracji chirurgi urazowej, uśmiechnięty mówię do Pani w okienku „że teraz to już chyba dobrze trafiłem…” nie zdołałem jednak nawet skończyć, gdy Pani przerwała mi i poinformowała że absolutnie nie, bo u nich terminy są bardzo odległe i napis „Cito” nic tu nie zmienia, kazała udać się do owej drugiej poradni informując jakoby mieli mieć znacznie krótsze terminy. Zaciskając zęby, wszak to po tylu latach zmagań z lekarzami i systemem nie pierwszyzna, udałem się do trzeciej już poradni. Tam pomimo że pracować powinna ona do godziny 14, a byłem o 13:40 zastałem wyłącznie sprzątaczkę myjącą podłogę, no cóż – piąteczek, kto by pracował do punkt godziny…

Wściekły wróciłem do domu. W poniedziałek rankiem powróciłem pod okienko tej rejestracji by usłyszeć dokładnie tą samą wersję odpowiedzi co w powyższej tylko ukierunkowaną w drugą stronę, inaczej mówiąc odsyłano mnie z powrotem do tamtego szpitala mówiąc o krótkich terminach, bo u nich za kilka miesiącu… W gwoli ścisłości dodam tu też że w międzyczasie przezornie znając działanie naszej rewelacyjnej darmowej opieki zdrowotnej próbowałem się dostać do co lepszych specjalistów prywatnie, nic z tego, efekty były prawie takie same. To kolejny dowód ukazujący w jakim stanie zapaści jest owa publiczna służba zdrowia, obserwuję to nagminnie, prywatne kliniki są po prostu oblegane, ciężar leczenia już dawno przesunął się z placówek publicznych na prywatne właśnie ze względu na niewydolność systemu. Stwarza to irracjonalna sytuację gdy chory w teorii może tylko liczyć na wsparcie w przypadku choroby ze strony Państwa, a faktycznie jest zmuszony do skorzystanie z pomocy prywatnej, w szczególności w przypadkach wymagających szybkiej interwencji, lub wykonania badania.

…nieustanne zbywanie, powszechna niemoc, brak empatii, oraz impertynencje – to obraz dzisiejszej, przynajmniej w moim miejscu zamieszkania tzw. publicznej służby zdrowia – tu podczas prób znalezienie lekarza chętnego do oceny stanu dłoni, tego co się na niej rozwija, ostatecznie po medycznych wojażach skończyło się jak zawsze, czyli na prywatnej wizycie

Dobrze dłoń, choć problem nienazwany, może poczekać, wszak to nie serce ani oczy, ale co w sytuacjach w istocie wymagających natychmiastowej interwencji, co z ludźmi którzy na takie prywatne i nie kończące się zazwyczaj tylko na opłacie za wizytę, wydatki nie stać!? Oto właśnie nasze kuriozum, utrzymywanie ludzi w przeświadczeniu pozornego bezpieczeństwa parasola publicznej opieki zdrowotnej… zanim przeje dalej pozwólcie że podeprę się tu właśnie takim wymagającym natychmiastowego leczenia przypadkiem, również z własnego podwórka.

Tak się nieszczęśliwie złożyło że nasz Syn uległ wypadkowi doznając urazu skrętnego główki kości przedramienia w obrębie stawu łokciowego. Pominę tu by nie przedłużać tej historii, ile czekał na pomoc doraźną i jak ona wyglądała, skończyło się w każdym razie zwyczajowo gipsem, na tym etapie niby wszystko w porządku. Problemem zaczął się jednak w chwili gdy rzeczowy gips trzeba było zdjąć. Szybko okazało się że… nie ma terminów! Dodam tu oczywiście że nie było tu mowy o zaniedbaniu z naszej strony, próby rejestracji począwszy od szpitala w którym gips zakładano miały miejsce tuż po tym fakcie, gdyż z góry wiadomym było że musi to być trzy tygodnie po założeniu gipsu. Efekt? Dokładnie taki sam jak w moim przypadku, tyle tylko że ja czekać w teorii mógłbym, o tyle tu takiej możliwości absolutnie nie ma.

Nie pomogły skierowanie na „Cito” jako że słowo to już dawno straciło swą wartość… ponieważ był to faktycznie przypadek urazowy podpadał on znów pod te rewelacyjne działające dwie poradnie. W obu termin od dwóch do pięciu tygodni po czasie gdy ten gips miał zostać zdjęty. Na niczym spełzły próby rejestracji do „normalnego” chirurga, ci a jakże odsyłali do urazowego z dodatkową informacją „brak terminów”. Jest to wręcz paranoidalny przykład kuriozum panującego w rozkładającym się systemie publicznej służby zdrowia. Wreszcie po bojach i licznych dyskusjach udało się takiego chirurga znaleźć, owszem szczęśliwie na NFZ, ale w placówce prywatnej. Podsumowując wychodzi na to że człowiek powinien na zapas zapisywać się na termin do lekarza, tu chirurga urazowego, bo a nuż okaże się potrzebny, wszak może się połamie… może wówczas uda mi się trafić na termin.

…iść tam gdzie cisza jedyną muzyką, gdzie piękno, gdzie spokój kojący zmęczone ciało – Dolina Wapienicy 13.03.2018

Dobrze wróćmy teraz do moich medycznych wojaży, w końcu po dyskusji we wspomnianej drugiej poradni, która odsyłała mnie do pierwszej w której już wszak byłem, po obdzwonieniu wszystkich możliwych lekarzy, udało się dostać oczywiście prywatnie do jedynego który jednorazowo w trybie pilnym mógł mnie przyjąć. Tam padła i to po… pięciu sekundach diagnoza! Wystarczyło otworzyć dłoń by lekarz ją określił.. to wszystko. Dla dodatkowego zapewnienia o jej poprawności wykonane zostało również USG ilustrujące rozmiar i ulokowanie zmiany. Całość zajęła około 3 minut i kosztowało 180 zł.

Poznać imię wroga…

Postawiona diagnoza zawierała mało mówiące mi wówczas sformułowanie „Przykurcz Dupuytrena”. Jak się szybko zorientowałem do szerokiego wachlarza problemów doszedł tym samym kolejny potencjalnie poważny w skutkach. Choroba to cechuje się postępującym upośledzeniem funkcji manualnych dłoni, tudzież palców, stopniowo prowadząc do uszkodzeń ich ścięgien poprzez powstanie takich właśnie bliznowatych zmian. Jedyną przyjętą za skuteczną (i refundowaną) terapię tego schorzenia jest operacja, lub operację.

Dopowiem tu od razu że owszem istnieje raczkująca obecnie terapia polegająca na ostrzykiwaniu zmian nierefundowanym w Polsce preparatem, mającym za zadanie zmiękczenie i rozpuszczenie ich struktury. Jej koszt to od 4500 do 7000zł dla jednej tylko zmiany! Pomijając już tą gigantyczną kwotę, jej skuteczność wciąż pozostawia wiele do życzenia, a co gorsze, o czym od razu mnie poinformowano, komplikuje to przebieg ewentualnych operacji jeśli okazały by się konieczne, zmniejszając margines ich powodzenia.

Przykurcz Dupuytrena – po bojach z służbą zdrowia, dzięki wsparciu prywatnej, poznane imię nowego wyzwania… tu stan sprzed miesiąca, widać w stosunku do pierwotnej zmiany jak rozwija się ona wzdłużenie obok ścięgien, pojawiła się też nowa zmiana bliznowata pomiędzy ścięgnem kciuka a śródręczem (zdjęcie po prawej), obejmująca też sam kciuk… w chwili obecnej podobnie zlokalizowane zmiany, tudzież pomiędzy ostatnim i przedostatnim palcem, oraz w obrębie kciuka, pojawiają się na dłoni lewej.

Nie jest znana jej geneza, istnieją wyłącznie spekulację na ten temat, być może jest to skumulowany efekt poruszania się z kulą, pracy przy komputerze, choć w tym ostatnim przypadku musi tu i tak pojawić się czynnik osobowej preferencji do takiego schorzenia, wszak mnóstwo ludzi zawodowo pracuje całe dnie na komputerach i takowego nie ma, w każdym razie nagle stanąłem wobec nowego poważnego wyzwania… Niedowłady nóg, okresowe dłoni, a teraz jeszcze to… wszak oczy i dłonie to jedne z największych skarbów człowieka, w moim przypadku to też jedna z nielicznych możliwości komunikacji gdyż ze względu na hiper nadwrażliwość sensoryczną na bodźce rozmowy telefoniczne odpadają, jest to więc bardzo dotkliwe i skuteczne uderzenie w moje możliwości, właściwie w moje jestestwo. Nie wspomnę tu już fotografii, czy możliwości rysowania, wszak ostatecznie jestem plastykiem… w tym też miejscu, opisane wcześniej, zdobyte wyróżnienie Grand Prix w konkursie „Pocztówka z Bielska-Białej” nabiera zupełnie nowego wymiaru… pozostaje tylko mieć nadzieję że nie jest to ostatnie tego typu gdzie mogłem coś podobnego zaprezentować.

Po pierwszym szoku, zaczęły się kalkulacje możliwych działań, oczywiście najpierwszym z nich jest znalezienie jak najlepszego lekarza który podejmie się określania dalszych możliwych kroków. Tu znów trafiłem na tą samą co powyżej ścianę, w końcu dzięki wsparciu zupełnie nieznanej mi wcześniej, niezwykle miłej osoby, która w zupełnie bezinteresowny sposób pomogła mi do takiego lekarza się dostać, otrzymałem termin – bliski termin wizyty. Jej efekty mam nadzieję wyjaśnią kluczową dla mnie kwestię co i jak można, w jakiej kolejności zrobić i z czym należy się liczyć…

nocne Bielsko-Biała 08.07.2018, po lewej fontanna Reksia przy ulicy 11 Listopada, po prawej ulica Staszica…

Na dzień dzisiejszy po już blisko pół roku od chwili rozwinięcia się pierwszej zmiany, podobne pojawiły się w obrębie ścięgien prawego i lewego kciuku, wydaje się też rozwijać ona w identycznej lokalizacji jak pierwotna, po stronie lewej. Kładzie to częściowo teorię o genezie schorzenia wynikającej z pisania na klawiaturze, wszak nikt kciukami nie pisze. Wpisuje się to natomiast w to przed czym również od razu mnie uprzedzono że zmiany te lubią objąć obie dłonie, a w rzadkich przypadkach i stopy. Przyznam że bardzo ciężko zaakceptować było mi świadomość że oto kolejne z coraz mniejszych możliwości zostały upośledzone… że oto już ograniczana komunikacja ze światem stanie się jeszcze trudniejsza… pozostaje więc mi czekać na wizytę z nadzieją z wiedzę i kunszt lekarza.

.


Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 2 / 2018  aktualizacja: 25.08.2018 / strona 5/7