u mnie 1/2021

u mnie – wpis 1 / 2021 publikacja 15.04.2024 / strona 14/18

systematyka wpisu:

.

Podziękowania za dar życia…

Jak co roku nadejście jesieni oznacza również koniec okresu rozliczeń wpływów z 1% na moim koncie Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnych i jak co roku pragnę Wszystkim którzy zdecydowali się na taką formę wsparcia serdecznie podziękować, oraz przekazać garść tych bardziej faktograficznych danych.

Koszty leczenia, zakupu oraz wymiany sprzętu ortopedycznego i rehabilitacyjnego pozwalającego mi się wciąż poruszać, wizyt lekarskich i badań w 2020 roku wyniosły łącznie około 25 200 zł. W tymże też czasie z tytułu przekazania 1% podatku ofiarowaliście mi kwotę 4 671 zł. Stanowiło to więc blisko 1/5 całkowitych kosztów kosztów leczenia, nie tylko boreliozy, ale chorób z nią współistniejących. Było więc bardzo istotnym wkładem, cegiełką budując mur oporu wobec choroby. Każdy wasz 1% miał swój udział we wszystkich moich sukcesach, w każdej wygranej z chorobą bitwie, wyjściu z domu, uśmiechu i oddechu… z całego serca Wam dziękuję, za motywację do i możliwość dalszej walki.

Okres rozliczeń za rok ubiegły powoli dobiega końca, ale jeśli ktoś jeszcze tego nie uczynił, lub zechciałby to zrobić w roku kolejny, przekazując na poczet mojej walki swój 1% zamieszczam poniżej konieczne ku temu dane…

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”

numer KRS: 0000186434

Na leczenie i rehabilitację Sebastian Nikiel ID. 34

.

Jesienna nostalgia przyrody…

Mijał już trzeci tydzień, albo dopiero, wszak bywały już sytuacje że mógłbym tu równie dobrze wpisać dwunasty, odkąd bolera przejęła dowodzenie moim życiem. Czas pełen trudnych chwil, pełen podstępnych ataków wystawiających na próbę moją odporność i zgromadzone zapasy sił. Za oknami to co jeszcze niedawno zielone dziś zdobne było w złote i brązowe barwy, temperatury radykalnie spadły, coraz częściej błękit nieba znikał na długie dni przykryty posępnymi chmurami.

Mijał już trzeci tydzień, albo dopiero, wszak bywały już sytuacje że mógłbym tu równie dobrze wpisać dwunasty, odkąd bolera przejęła dowodzenie moim życiem. Czas pełen trudnych chwil, pełen podstępnych ataków wystawiających na próbę moją odporność i zgromadzone zapasy sił… znów więc dominował ból, pojawiały się krwiaki i siniaki, jak i zapalenia tkanek miękkich jak choćby w rejonie pięty (tu na przedostatnim zdjęciu od lewej). Znów więc rzeczy gotowe do akcji musiały czekać aż wróg odstąpi…

Dziesiątego października werble w głowie wreszcie ucichły… w zmęczone bólem członki powróciły częściowo siły. Spałem tylko półtorej godziny. Udało się jednak znów uciec z nocnego trybu aktywności w te bardziej zwyczajne. Było kilka minut po ósmej rano gdy wsiadłem do pociągu w kierunku Ustronia Polany. Ruszałem na kolejny z listy moich jesiennych szlaków…

Dotarłszy na miejsce startu niebo wciąż jeszcze było błękitne, jednak za Wielkiej Czantorii widać było już zbliżające się ponure deszczowe chmury, oczywiście jak zawsze nie miało to już na tym etapie żadnego znaczenia, w górach trzeba być zawsze gotowym na nagłe zmiany aury, a każda raczy nas innym wymiarem piękna. Choć oznacza to też niestety konieczność przerwania fotografowania, co jednak jak już wiecie, też ma swoje plusy, tudzież pozytywnie wpływa na tempo marszu.

Było kilka minut po ósmej rano gdy wsiadłem do pociągu w kierunku Ustronia Polany. Ruszałem na kolejny z listy moich jesiennych szlaków…

Wkrótce dotarłem do mostu na Wiśle, pomimo zbliżającego się frontu deszczowego wciąż jeszcze było piękne, lekko złote, światło wczesnego poranka. Obok mostu i rzeki płynął przez łąkę niewielki potok, rozlewający się w niewielką sadzawkę tuż obok pięknie odzianego klonu w złotą i wciąż jeszcze zielenią przetykaną szatę jesieni. Czasem tak mało wybitne i pomijane elementy krajobrazu potrafią naprawdę zachwycić, oczarować swą formą i kolorem. Choć bywa to gdy się spieszymy trudne zawsze warto spoglądać na otoczenie nie tylko w skali globalnej, ale i detali…

Minąłem szkołę podstawową w Ustroniu Polanie, zakręcając tuż za nią i opuszczając chwile potem nareszcie asfalt. Szlak prowadzi tu właściwie przez podwórze gospodarcze, mijając starą z drewnianych bali chałupę. W miejscu tym odbija w lewo wyrywając w górę. Zanim jednak się dobrze zmachałem podczas zdobywania kolejnych metrów wysokości, skręciłem na znajdująca się tuż przy szlaku, kilka minut marszu powyżej, rozległą łąkę. Roztacza się stamtąd piękny widok na Wielką Czantorię. Tu też mogłem zobaczyć jak blisko znajdują się już ponure chmury…

Minąłem szkołę w Ustroniu Polanie, zakręcając tuż za nią i opuszczając nareszcie asfalt. Szlak prowadzi tu właściwie przez podwórze gospodarcze, mijając starą z drewnianych bali chałupę. W miejscu tym odbija w lewo wyrywając w górę, by chwilę potem wyprowadzić na skraj dużej polany z której roztacza się piękny widok na Wielką Czantorię. Tu też mogłem zobaczyć jak blisko znajdują się już ponure deszczowe chmury…

W coraz mocniej naznaczonym jesienią lesie panowała pełna wyczekiwania cisza, krok za krokiem pokonywałem kolejne metry podejścia, aż po czterdziestu minutach dotarłem do pierwszego niewielkiego osiedla. Szlak zakręcając mija tu charakterystyczny stary dom z czerwonym dachem, by poprowadzić dalej wzdłuż lasu, krawędzią rozległych polan na zboczach masywu. Bardzo lubię to miejsce, domy w dole wyrastają wprost ze stromo opadających zboczy, otoczone piękną zielenią, lub jak teraz złotem z domieszką czerwieni liści krzaków ostrężyn i pomarańczowo – żółtych potężnych paproci. Ponad nimi na pierwszym planie wnoszą się łagodną linią szczyty Tokarnia, Obłaziec, Bukowa i Krzywy, a dalej bliżej horyzontu, pasmo Soszowa.

Chwilę potem ścieżka wprowadza w niski złoto – zielony tunel młodników brzozowych i olch, by zaraz potem znów zacząć się piąć intensywnie w górę. Tym razem jednak już krócej, wyprowadzając na kolejną polanę gdzie zakręcając w prawo doprowadza na malowniczą przełęcz pomiędzy masywami Palenicy za mną i pierwszego celu Orłowej przede mną. Znam dobrze ten szlak, wiem że już za przełęczą rozpocznie się porządna wyrypa. Z mozołem zdobywam kolejne metry deniwelacji zbliżając się do nieoczywistej i rozwleczonej kulminacji szczytu.

szlak zakręcając mija charakterystyczny stary dom z czerwonym dachem, by poprowadzić dalej wzdłuż lasu, krawędzią rozległych polan na zboczach masywu. Bardzo lubię to miejsce, domy w dole wyrastają wprost ze stromo opadających zboczy, otoczone piękną zielenią, lub jak teraz złotem z domieszką czerwieni liści krzaków ostrężyn i pomarańczowo – żółtych potężnych paproci.

Nieoczywistej gdyż często osoby które bywają tam po raz pierwszy biorą za nią miejsce gdzie ścieżka mijając drewniany prywatny dom, kiedyś prywatne schronisko „Charta pod Orłową” wyprowadza nas na grzbiet jednego z ramion masywu. Wrażenie to mogą nasilać znajdujące się tam tuż przy starych rozłożystych bukach drogowskazy. Tam też jednak dowiemy się że właściwy szczyt wciąż jest przed nami. W miejscu tym kończy się również nasz zielony szlak, a my włączamy się w szlak niebieski wiodący z Równicy i za którym będziemy podążać aż na Trzy Kopce nieopodal Telesforówki. Zaczyna się tam również szlak żółty, który będzie nam towarzyszył aż do Orłowej, gdzie następnie odbija w dół, sprowadzając na drugą stronę pasma do wsi Brenna Leśnica.

Malownicza przełęcz pomiędzy masywami Palenicy (tu na zdjęciach) i Orłowej, mijając przełącz rozpoczyna się ostre podejście pod masyw Orłowej (zdjęcie na dole po prawej).

W miejscu tym minęła mnie spora grupa hałaśliwych dzieci pod opieką kilku nauczycieli i zakonnic. Zważając na moją wciąż dużą nadwrażliwość na bodźce, szczególnie słuchowe, przystaję puszczając ich przodem. Tymczasem aura radykalnie się pogorszyła. Zerwał się lodowaty wiatr, wkrótce też zaczął kropić deszcz… gdy grupa znikła za zakrętem w lesie, ruszyłem w górę na szczyt Orłowej. Nie dotarłem zbyt daleko, zaledwie do krawędzi lasu gdy skromne pokapanie zmieniło się w lodowatą, rzęsistą ulewę. Szybko schowałem się pod drzewami, pierwsza zawsze jest ta sama myśl – zabezpieczyć sprzęt fotograficzny. Pal licho ja i plecak, ja wyschnę plecak da sobie przez dłuższy czas radę, ale sprzęt bardzo jest wrażliwy… wyrobionym ruchem zrzucam plecak, szybko wyjmując wodoodporny worek z jego wnętrza, chowam cały foto-szpej i dopiero zajmuję się zabezpieczeniem siebie samego.

W tym czasie mijają mnie ostatnie zakonnice zamykające rozwleczony pochód przepuszczonej przeze mnie grupy. Chwilę potem spotykają się ze swoją grupą która zawróciła spod Orłowej decydując się na zejście. W sumie i ja bym mógł, to tylko 45 minut, nigdy jednak tego nie robię o ile sytuacja nie jest ekstremalnie zła. Pogoda na pewno do takich czynników decyzyjnych nie należy (z wyłączeniem intensywnych burz oczywiście). Korzystam z deszczowej okazji wyjmując z plecaka termos i kanapki. W zasadzie drzewa wciąż jeszcze okryte listowiem skutecznie mnie tu chroniły, zatrzymałem się więc na dłuższą chwilę w nadziei że przestanie padać, na co wskazywały szybko podnoszące się chmury.

Po lewej rozstaje szlaków pod Orłową, nieopodal dawnej „Chaty pod Orłową” dziś prywatnego domu. Miejsce to często bywa mylone z właściwym szczytem, ten jednak znajduję się wyżej…

I faktycznie, piętnaście minut potem po deszczu nie było śladu. Wyjmuję więc ponownie foto-sprzęt i ruszam w górę. Sam szczyt Orłowej mało jest wybitny i w pełni zalesiony. Ma w sobie jednak coś miłego, pięknego i intymnego, nie zawsze to muszą być bowiem rozległe panoramy, czasem z nawiązką wystarcza, jak tu, piękny o bogatym zróżnicowaniu gatunków las liściasty. W nagrodę za przeczekanie deszczu wkrótce mogłem się cieszyć milionem skrzących się na liściach i trawach kropel wody, podkreślających urodę jesiennego lasu.

Jesienna aura tego dnia przeplatała słońce z deszczem, warto było jedna przeczekać ten ostatni i podążać dalej by móc cieszyć się widokiem z wody pereł na trawach i liściach, oraz chłonąć subtelny zapach mokrej ziemi i liści… tu na górze po pierwszej fali opadu deszczu na szczycie Orłowej.

Czas mijał, na szlaku właściwie byłem sam. Pogoda okazała się wyjątkowo dynamiczna, raz racząc słoneczkiem, to znów nisko sunącymi granatowymi chmurami zahaczającymi o szczyty. Mokra ziemia pachniała liśćmi i deszczem, przydawało to wespół z barwami subtelnego, nieco melancholijnego nastroju jesiennej naturze. Szlak ten obfituje w urokliwe odcinki wiodące niskimi zagajnikami, oraz wśród potężnych licznych i wysokich stanowisk paproci, teraz tak pięknie przyodzianych w złoto. Całości dopełniają rozsiane wzdłuż marszruty stare domy, liczne malownicze polany, oraz przesieki. To właśnie dlatego ten właśnie szlak znajduje się u mnie na liście tych zarezerwowanych na okres jesienny.

Po lewej jesienny las tuż przed polaną pod Świniorką widoczną po prawej…

Minąwszy Świniorkę, rozpocząłem podejście pod Trzy Kopce. W miejscu tym widać już nowy budynek prywatnego Schroniska Telesforówka znajdującego się tuż przy grzbiecie rozleglej hali szczytowej. Stykają się tam również granice trzech miejscowości – Wisły, Ustronia, oraz Brennej. Tu zwyczajowo natrafiłem na nico więcej odwiedzających, docierających z Wisły i właśnie z Brennej. Z tego powodu, ale i faktu że posiłki i tak były serwowane pod dziś deszczową chmurką, nie zatrzymując się ruszyłem w dalszą drogę. Przede mną był ostatni widokowy odcinek, wiodący grzbietem Gościejów.

Na górze po lewej zabudowania na polanie przed Świniorką, na dole po lewej przełęcz przed szczytem i sam szczyt Świniorki

Szybko dotarłem do kulminacji tegoż ostatniego, rozpoczynając trawers masywu Smerekowiec. Zbliżałem się do ostatniego odcinka szlaku po tej stronie grzbietu, który miał mnie doprowadzić na Przełęcz Salmopolską. Paradoksalnie to również ten odcinek jest najbardziej wymagający, potrafi on porządnie dać się we znaki. Możecie więc pomyśleć czemu ten szlak nie robić odwrotnie? Cóż na pewno było to pod kątem wysiłku łatwiejsze, przyczyna jest prozaiczna – z powodu braku możliwości łatwego powrotu z Ustronia w godzinach wieczornych. Odwrotnie zaś, ze Szczyrku kursują liczne połączenia nawet do dwudziestej drugiej w nocy.

Polana za Świniorką, po lewej widok w kierunku Brennej, na dole po prawej w kierunku masywu Bukowa, Cyrhle, a w tle Wielkiej Czantorii.

Tuż przed startem na Salmopolska wyrypę, tudzież pod szczyt Jawierzonego, jest taka niewielka nieopodal szlaku Polana Szporówka, gdzie lubię się zatrzymać. Docieram tam zazwyczaj już pod wieczór, podczas zachodu słońca gdy świat zaczyna tonąć w pomarańczach i pąsach, lub odwrotnie w mglistych błękitach. Tam w ciszy usiadam pozwalając by otaczający mnie las wypełnił moje jestestwo, wsłuchując się w jego szept, chłonę spokój i raczę wszystkimi bukietami zapachów natury. Tym razem znów były to chwile szczególne, miałem bowiem świadomość że nadchodzi ciąg dalszy trudnego okresu walki, a dzisiejszy wypad był na kredyt, który trzeba będzie wrednej bolerze spłacić bólem…

* * *

Minąwszy Świniorkę, rozpocząłem podejście pod Trzy Kopce. W miejscu tym widać już nowy budynek prywatnego Schroniska Telesforówka znajdującego się tuż przy grzbiecie rozleglej hali szczytowej. / po prawej na górze, oraz na dole nieopodal prywatnego Schroniska Telesforówkam, oraz widoki sprzed niego…

Słońce było już nisko gdy sapiąc dotarłem pod Jawierzny, tu chyba chcąc mnie pożegnać niebo uraczyło mnie deszczem w sumie z kilku zaledwie chmur, przez które podczas opadu przedzierały się złote promienie zachodzącego słońca. Podświetlone krople wyglądały jakby padał deszcz ze złota… pomimo że mój foto-towarzysz za takimi atrakcjami nie przepada, ja sam nie mogłem odmówić sobie dłuższego podziwiania tego piękna. Przydało się to i dla złapania tchu przed dalszym podejściem. Około dwudziestej stanąłem na Przełęczy Salmopolskiej. Już w gęstniejącym mroku rozpocząłem szybkie zejście do Szczyrku Salmopol, kończąc szesnasty w 2020 roku piękny wypad na górskie szlaki…

Po lewej na górze prywatne Schronisko Telesforówka, dalej rozstaje szlaków na Wierch Gościejów, nieopodal szczytu Smerekowiec widocznego na dole pośrodku. Rozpoczynając podejście w kierunku Przełęczy Salmopolskiej po raz ostatni tego dnia uraczył mnie deszcz, chwilę potem jednak żegnały mnie już złote promienie zachodzącego słońca.

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2020-2021 aktualizacja: 15.04.2021 / strona 14/18

prawa autorskie / materiały graficzne:

Wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.