u mnie 1/2021

u mnie – wpis 1 / 2021 publikacja 15.04.2024 / strona 3/18

systematyka wpisu:

.

Czas powrócić…

Wreszcie po 11.04.2020 roku rządzący łaskawie, bardziej pod rosnącym naporem poirytowanych ludzi, niż z własnej chyba woli, zrobili krok do tyłu i zdjęli część obostrzeń. Tu chciałbym od razu dodać że mój tu i ówdzie wpleciony sarkazm nie wynika z mojej globalnej postawy wobec wprowadzanych obwarowań, bynajmniej, mam gorzką świadomość że spora ich czyść nie musiałaby zostać wprowadzona wcale, lub w mniejszej znacznie skali, gdyby nie lekkomyślna postawa co bardziej wyrywających się do przodu. Inną natomiast sprawą już jest sam fakt jak to zostało i co zostało wprowadzone, a tu gęsto i często przodowaliśmy w głupocie, choć dotyczy to nie tylko naszego akurat kraju, do tego wątku pozwólcie powrócę jednak później.

Wiosna 2020 roku, w tak dziwnym i niespójnym w wymiarze ludzkim czasie, była wyjątkowo piękna w naturze… tu podczas pierwszych spacerów z moim małym towarzyszem Bubą, po zdjęciu obostrzeń, tudzież 13.04 w rejonie Lipnika i Krzywej…

Nie czekając czy aby rządzący i okoliczności w kraju nie wymuszą ponownie zmiany, już 14.04 popędziłem, choć to słowo jest tu nieco na wyrost zważywszy na dość mierną jednak wciąż formę, na pobliskie mi zielone tereny Krzywej i Lipnika, tudzież dzielnic miasta Bielska-Białej. Stali bywalcy strony wiedzą że dawniej bardzo często tam bywałem, a w pokłosiu tych wojaży po polach, łąkach i grzęzawiskach, trafiały do galerii liczne albumy. Z biegiem lat gdy dzięki Bogu, oraz wielu wspaniałym ludziom, którzy umożliwili mi rozpoczęcie terapii i walki z chorobą, wraz z rosnącymi możliwościami wyrwania się poza bezpośrednią okolicę domu miejsca te odwiedzam już niestety znacznie rzadziej…

Nie czekając czy aby rządzący i okoliczności w kraju nie wymuszą ponownie zmiany, już 14.04 popędziłem, choć to słowo jest tu nieco na wyrost zważywszy na dość mierną jednak wciąż formę, na pobliskie mi zielone tereny Krzywej i Lipnika, tudzież dzielnic miasta Bielska-Białej. Po prawej na dole opuszczony stary dom nieopodal Lipnika.

Nie jest to jednak jedyny tego powód, innym ważniejszym jest postępująca w zastraszającym tempie ich degradacja. Pseudo fani wszelkich quadów, motorów i terenówek z uporem od lat roszczą sobie prawa do uczynienia tego zielonego zakątka błotnym torem do jazdy swoimi wehikułami. Na nic skargi mieszkańców, oraz udawane interwencje policji, które sprowadzają się zwyczaj do tego że koczują oni na dalekich obrzeżach terenu gdy w tym samym czasie trwają w jego sercu dzikie rajdy rozjeżdżające grunt, niszcząc nie tylko ścieżki spacerowe, ale przede wszystkim bardzo liczne w tym rejonie siedliska dzikich zwierząt. Można tam bowiem było bez większego trudu spotkać jelenia, sarnę, dzika, lisa, wiele gatunków ptaków i owadów, a nawet zdarzyło mi się trafiać na tropy wilka. Co nie jest wcale zaskakujące biorąc pod uwagę fakt że teren ten graniczny z Beskidem Małym.

Krzywa, zielone ścieżki w kierunku Lipnika Kopiec 15.04.2020 r

By pozostać w zgodzie ze stanem faktycznym muszę tu dodać że tereny te nie mają statusu rekreacyjnego czy rolniczego, gro z nich stanowi pas izolujący od siedzib ludzkich teren miejskiego wysypiska odpadów, co wyłącza go z użytkowania. To jednak właśnie jest unikalna okazja dla samej natury która szybko odbudowała tam wcześniej zniszczone siedliska i tak powinno zostać, tymczasem przy biernej akceptacji włodarzy dopuszcza się do barbarzyńskiej jego dewastacji. Nie mówiąc już o zagrożeniu jakie owe ryczące pojazdy powodują dla spacerujących tam ludzi z dziećmi, czy psami. Sam niejednokrotnie salwowałem się ucieczką ratując sprzęt fotograficzny przed zniszczeniem gdy nagle zza zakrętu koryta potoku wypadł wprost na mnie quad. Wszystkie te powody stoją za tym właśnie że odwiedzam je coraz rzadziej, choć wewnątrz krew wrze że nikt nie jest w stanie skutecznie powstrzymać tego aktu wandalizmu.

Lipnik Kopiec 15.04.2020 roku / po lewej za mną masyw Gaików w Beskidzie Małym, po prawej widok na parafię Najświętszej Rodziny w Małych Kozach

* * *

Kolejne dni powoli wyprowadzały mnie z otchłani walki z chorobą. Milknące werble w głowie, ustąpiły miejsca narastającej szybko nadziei i ekscytacji pięknem odradzającej się po zimie natury. Wreszcie wciąż jeszcze w stoperach usznych, ze względu na nadal dużą wrażliwość na bodźce, rankiem 22.04 nie czekając dłużej, poderwałem stojący w gotowości od kilku dni plecak i korzystając ze wsparcia Żony, która zawiozła mnie na start trasy, ruszyłem do Kocierza Rychwałdzkiego. Pierwszym punktem zaplanowanej trasy był Ścieszków Groń, oraz znajdujące się tuż obok efektowne osuwiska i skałki tworzące złudzenie ruin dawnego fortu.

…gdy tylko werble w głowie ustają, gdy tylko siła powraca w członki powracam na szlak. Tu na starcie szlaku w kierunku Leskowca, przez Skały Zamczyska, Czarne Działy, Gibasów Groń i Łamaną Skałę. Tu dziękuję mojej Żonie za cierpliwe wożenie mnie na start i odbieranie z mety takich wypadów 🙂

Dalej w większości łagodnie to wznoszącą się to opadającą gruntową drogą przez polany i niewielkie mieszane lasy na Polanę Patykówki, za którą miałem okazję odwiedzić kolejny skalny fort – to jest zespół jaskiń i schronów w Czarnych Działach. Wkrótce potem dotarłem do Chatki Gibasówki, która jak wszystkie podobne obiekty w tym czasie, a i dalszym jak wiemy też, padła ofiarą obostrzeń, toteż niestety była zamknięta dla ruchu turystycznego. Nieopodal chatki znajduje się rozległa polana na zboczach Gibasówki z zabytkową kapliczką na jej szczycie. Tam usiadłem racząc się pierwszymi tak ciepłymi promieniami słońca, z lubością przyglądając się odradzającym się kolorom, tu zieleni trawy, oraz pierwszych liści na pobliskich drzewach… nigdy indziej każdy kolor, kwiat najmniejszy, źdźbło trawy i liść, nie radują serca tak bardzo jak właśnie wczesną wiosną.

Beskid Mały 22.04.2020 r po lewej niezwykle ciekawe skały Zamczysko nieopodal Ścieszków Groń, po prawej widok na królową Beskidów – Babią Górę z Polany Płone, dalej budzące się do życia drzewa…

Kolejne minuty zlewały się w kwadranse, po mozolnym podejściu dotarłem do rozstai Anula i dalej przez Smrekowice i Potrójną na Leskowiec. Zbliżał się wieczór… góry po raz kolejny w tym niejednoznacznym i złożonym czasie stały się ostoja normalności i jakiejś formy wolności – prawa do manifestowania bliskości. Pomimo bowiem restrykcji w dolinach na szczycie zebrała się dość duża grupa młodych turystów, było chwilami gwarno i radośnie. Tymczasem słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, podpalając czysty błękit nieba pąsami, by wkrótce przejść w intensywne lazury, pomarańcze i czerwienie. Z samego szczytu nie sposób podziwiać tego piękna, wystarczy jednak zejść nieco poniżej, by po stronie eksponowanej w kierunku Andrychowa móc go podziwiać.

Beskid Mały 22.04.2020 r / zdjęcia od lewej: mur skalny w Czarnych Działach, dalej podejście w kierunku widocznej po prawej Chatki na Gibasów Groń, na dole po lewej Gibasowe Siodło, dalej autor na tle zabytkowej kapliczki na zboczach Gibasów Groń, oraz kwitnący mech…

Gdy ostatnie promienie słońca dogasały na niebie ruszyłem w drogę powrotną, schodząc do Rzyk Jagódki gdzie oczekiwała na mnie rodzina. Takie właśnie dni, takie pięknem pisane chwile sprawiają że te mroczne, wypełnione walką z chorobą są możliwe do przetrwania. Ma to też swój ważny wydźwięk psychologiczny, tak jak i fizyczny o czym pisałem wcześnie. Ten właśnie bowiem ruch, to stałe podnoszenie sobie poprzeczki i zmuszanie organizmu do walki o każdy kilometr utrzymuje go w optymalnej formie, nie pozwalając na pogłębianie niedowładów i zaników mięśni.

…kolejne minuty zlewały się w kwadranse, po mozolnym podejściu dotarłem do rozstai Anula i dalej przez Smrekowice i Potrójną na Leskowiec. / zdjęcie po lewej na górze – nieopodal Rozstai Anula, kolejne zdjęcia przedstawiają szczyt Leskowca, na dole po lewej i prawej widok z niego w kierunku Gancarza

* * *

Świat wokół pogrążał się w niepewności, tonął w domysłach, szukał autorytetów i jakichkolwiek pewników na których mógłby budować wątła nadzieję bezpieczeństwa. Lista restrykcji covidowych zmieniała się niczym w kalejdoskopie, nie tylko zresztą u nas, wyraźnie było widać liczne chaotyczne, nie do końca przemyślane działania. Wszystkie one przekładały się zaś na powstawanie mnóstwa iści kuriozalnych sytuacji.

Opustoszałe schronisko PTTK pod Leskowcem, inaczej pod Groniem Jana Pawła II. W środku i po prawej zejście do Rzyk Jagódki…

Jedną z ich ofiar są z całą pewnością rzesze ludzi uzależnionych od dostępu do służby zdrowia. Jest absurdem ograniczenie jej, uderzające w chorych na mnóstwo innych przypadłości niż tylko covid-19, często znacznie poważniejszych. Wprowadzane powszechnie „teleporady” w znakomitej większości przypadków sprowadzają się wyłącznie do wypisania stałych leków. Mamy już nowy 2021 rok, wszędzie natykamy się na nachalne wręcz statystyki ile to osób zachorowało, ile ozdrowiało, a ilu się to nie udało, ale jakoś nikt nie chce głośno powiedzieć ile osób padło ofiarą braku fizycznego dostępu do służby zdrowia. Ile osób zmarło z powodu niewykonanych operacji, oraz braku terapii…

Sam należę do takich osób, których byt jest absolutnie ściśle związany z jakością pracy i dostępności służby zdrowia. Na szczęście w tym nieszczęściu ci najważniejsi z lekarzy pracowali prywatnie przez cały czas (widać tam wirus mniej jest zjadliwy), nie znosi to jednak wielu absurdalnych faktów na jakie natrafiłem. Jednym z pierwszych kosztów jakie tu musiałem ponieść było właściwie zmarnowanie całego trudu jaki włożyłem w próbę uporządkowania problemów powstałych w toku zniszczenia zębów podczas prowadzonego leczenia. Wątek ten szeroko opisywałem we wpisie 1/2020, tu więc tylko przypomnę że były to dziesiątki wizyt w klinice stomatologicznej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, dwa zabiegi w znieczuleniu ogólnym, oraz mnóstwo godzin spędzonych na fotelu dentystycznym. Wszystko po to aby przygotować pozostałe zęby pod protetykę.

Rok 2018 i 2019 stał pod znakiem zmagań o naprawę tego co zniszczyły leki – zębów, rozpatrując to w kategoriach zysku i straty, cena utraty zębów za powstrzymanie plądrującej moje ciało choroby, grążącej głębokimi niedowładami, a nawet stanem wegetatywnym – jest niska, co nie zmienia faktu że jest problemem który trzeba rozwiązać. Podjęte ku temu wysiłki miał znaleźć swój szczęśliwy finał początkiem 2020 roku, niestety… w sukurs weszła epidemia niwecząc te plany i wysiłek. Istnieje duże ryzyko że zanim sytuacja się poprawi, a państwowe kliniki zaczną normalnie pracować, pozostała część uzębienia również będzie nadawać się tylko do usunięcia…

Ten szczęśliwy finał miał nastąpić właśnie już w roku 2020, zamiast jednak tego nastąpiło covid-zamknięcie placówki – trwające do chwili obecnej (pomimo zaszczepienia już lekarzy). W praktyce oznacza to zniweczenie wszystkich tych działań. Możecie oczywiście pomyśleć czemu więc nie gdzie indziej, otóż ze względu na fakt że tylko nieliczne placówki stomatologiczne mają podpisaną umowę na świadczenie usług z refundacją dla osób z I grupą inwalidzką. W moim bezpośrednim sąsiedztwie posiada ją tylko ta wymieniona. Była / jest to jedna z pierwszych bezpośrednich w moim przypadku ofiar epidemii.

Pech chciał również że to właśnie w ubiegłym roku kończyło mi się orzeczenie Państwowej Komisji ds Niepełnosprawnych a to zmusiło mnie to zdobycia kopii kartotek medycznych, wykonania serii nowych badań, oraz zdobycia druku określającego mój stan zdrowia od lekarza prowadzącego. Zadanie iście karkołomne w tych warunkach, toteż co rusz odbijałem się od różnych drzwi, z niepokojem spoglądając na kolejne spadające karty kalendarza…

* * *

Jak zwykle z obawą licząc upływające dni reemisji, aby nie zmarnować żadnego z nich, już w trzy dni po powyższym wypadzie wyruszyłem po raz kolejny na szlak. Co bardzo istotne wyruszyłem w nieznane mi wcześniej pasmo, a co znów było możliwe dzięki wsparciu mojej małżonki. Za cel obrałem krótkie pasmo Czeretników, inaczej nazywanego Pasmem Pewelskim. Odrobiłem oczywiście lekcję i zapoznałem się z dostępnymi na jego temat informacji, nie przygotowały mnie one jednak na to co zastałem na miejscu…

Jak zwykle z obawą licząc upływające dni reemisji, aby nie zmarnować żadnego z nich, już w trzy dni po powyższym wypadzie wyruszyłem po raz kolejny na szlak. Za cel obrałem krótkie pasmo Czeretników, inaczej nazywanego Pasmem Pewelskim… tu po lewej i w śrdoku punkt startu – Jeleśnia, po prawej – pierwszy odcinek szlaku prowadzi wzdłuż szosy dojazdowej do górskiego osiedla Janikówka i Pradziady

Marsz rozpocząłem z Jeleśni (szlak ten opisałem tutaj») kierując się za żółtymi znakami na Chałupiska i dalej na szczyt Janikowej Grapy. Po około godzinie mijając malowniczo położone osiedle Pradziady, dotarłem po pokonaniu intensywnego podejścia do pierwszego punktu widokowego na Chałupiskach. Kwietniowe słoneczko coraz odważniej przygrzewało, choć tego dnia dość często bywało przesłonięte przez chmury. Zrzuciłem plecak i rozłożyłem się na ciepłej ziemi, pokrytej kobiercem młodych traw. Nabrałem w płuca powietrza delektując się jego smakiem, zapachem kwitnących drzew – zapachem wiosny. Przede mną roztaczała się nieco ograniczona lasem, ale piękna panorama na Jeleśnią i dalej Beskid Żywiecki. Nie wiedziałem jeszcze wówczas że to zaledwie przedsmak piękna jakie czeka na mnie na tym nieznanym mi szlaku.

Osiedle Janikówka i Prawdziady, pośrodku widok w kierunku Jeleśni, w tle dominujący w obrazie masyw Pilska

Podążałem piaszczystym lekko wznoszącym się traktem, niskim laskiem brzozowym z domieszką świerków, grzbietem pasma Czeretników. Wkrótce potem dotarłem do w pełni zalesionego szczytu Janikowej Grapy, zza którym czekało na mnie dość intensywne zejście na śródleśne siodło. Dalej wędrując wśród kwitnących brzóz, oraz rozsianych przy krawędzi traktu zawilcach, tonących w zielonym mchu, dotarłem do otwartej na prawo rozległej, częściowo zabudowanej polany. W takim miejscu trudno nie zazdrościć majestatycznych widoków, które dla tutejszych mieszkańców są codziennością, choć oczywiście trzeba też pamiętać że ich życie w tym miejscu bynajmniej nie jest łatwe.

Piękno tego tak mało znanego i krótkiego pasma Czeretniki, inaczej Pasma Pewelskiego zachwyciło mnie głębokie wpisując się w moje serce…

Z polany roztacza się piękna panorama na Pasmo Mędralowej, oraz górującego nad nim masywu królowej Beskidów – Babiej Góry. Jej szczyt Diablak, wciąż jeszcze pozostawał częściowo przekryty czapką białego śniegu, kontrastując z młodą zielną i kwitnącymi krzewami na polanie. Podobny widok, w różnym zakresie towarzyszył mi przez większą część dalszej wędrówki. Mijając zabudowania na polanie dotarłem do miejsca gdzie otwierała się ona na lewo, w kierunku Pewli Ślemieńskiej, oraz wznoszącego się nad nim pasma Beskidu Małego.

…zrzuciłem plecak i rozłożyłem się na ciepłej ziemi, pokrytej kobiercem młodych traw. Nabrałem w płuca powietrza delektując się jego smakiem, zapachem kwitnących drzew – zapachem wiosny. Przede mną roztaczała się nieco ograniczona lasem, ale piękna panorama na Jeleśnią i dalej Beskid Żywiecki. / zdjęcia od góry od lewej: polana Chałupiska / osiedle Madeje / widok dominujący podczas wędrówki pasmem Czeretników – królowa Beskidów Babia Góra, oraz pasmo Jałowieckie i Mędralowej / widok na lewą stronę szlaku w kierunku Beskidu Małego, w dole zabudowania ośrodka rekreacyjno wypoczynkowego „Rancho Adama”

Po pokonaniu krótkiego podejścia dotarłem do wybitnie widokowego miejsca – obok osiedla Madeje, nieopodal Garlejów Groń. Nie mogłem się powstrzymać, rejestrowałem zdjęcia jedno po drugim, nie bacząc na ich ilość, to jedno z dobrodziejstw cyfrowej rejestracji obrazu. Wówczas jeszcze nie wiedziałem że zdjęcie Babiej Góry, które właśnie wówczas wykonałem trafi na okładkę nowej edycji przewodnika „Beskid Mały. Przewodnik”, Oficyny Wydawniczej Rewasz, która to poprosiła mnie o udostępnienie na potrzeby wydawnictw kilkunastu fotografii.

Czeretniki 26.04.2020 – osiedle Madeje / …nie ma w górach piękniejszej od wiosny pory roku, pomimo że kocham każdą z nich, to właśnie wiosna jest królową życia i młodych odrodzonych po zimie barw.

Leżałem na zielonej, nakrapianej żółtymi mleczami, łące. W dole, po stokach pobliskich wzniesień, pięły się w górę zabudowania okolicznych wsi, nad nimi wyrastały zielono niebieskie wyspy Beskidu Żywieckiego, z upstrzonym łatami śniegu masywem Pilska, a po stronie przeciwnej kotliny masywem Babiej Góry. W takich chwilach, takich miejscach, afirmując całe to piękno, wiem że warto znosić wszystkie te katusze serwowane przez chorobę, wytrwale trenować i walczyć o odzyskanie i zachowanie możliwości poruszania – że warto być by móc tu powrócić…

…po pokonaniu podejścia dotarłem do wybitnie widokowego miejsca obok osiedla Madeje, nieopodal Garlejów Groń. Wówczas jeszcze nie wiedziałem że zdjęcie Babiej Góry, które właśnie wówczas wykonałem (tu po lewej) trafi na okładkę nowej edycji przewodnika „Beskid Mały. Przewodnik”, Oficyny Wydawniczej Rewasz, która to poprosiła mnie o udostępnienie na potrzeby wydawnictw kilkunastu fotografii…

Niespiesznie, wszak szlak nie był to najdłuższy, ruszyłem dalej cały czas wędrując wzdłuż grzbietu pasma, za częściowo piaszczystym traktem, to się wnoszącym to opadającym, mijając po drodze wiele imponujących punktów widokowych. Na szlaku tym zachwyciły mnie jednak nie tylko imponujące swym zasięgiem i bogactwem panoramy, ale również las, w szczególności te na odcinku pomiędzy Bigoską a szczytem Bąków. Natrafiłem tam na monokulturowy piękny las świerkowy. Przypominające świerki istebniańskie, lub te na Przełęczy Kubalonce, dziś coraz rzadsze, najczęściej spotykane jako skarlałe i chore okazy. Tu zdecydowana większość świerków dumnie prężyła się ku niebu, zachowując znakomitą formę i właściwą dla tego gatunku dorodność.

Czeretniki 26.04.2020 – w drodze z Garlejów Groń na Czeretnik…

* * *

Dzień wciąż dość krótki, miał się ku końcowi. Światło nabrało złotej barwy, gdy dotarłem do siodła pod Gachów Groń. Przede mną pozostało do pokonania ostatnie, dość intensywne, ale niezbyt długie, podejście pod szczyt. Jak zawsze gdy zbliżam się mety odczuwałem narastający żal, pragnienie zatrzymania tej chwili, tego dobrego i pięknego czasu… sam szczyt był częściowo zalesiony, ale już poniżej niego, podążając w kierunku mety na Przełęczy Huciska natrafiłem na rozległe łąki, skąd roztaczała się piękna, obszerna panorama na tonące w pąsach i grantach szczyty Pasma Mędralowej, oraz Babiej Góry. Nasyciwszy na tyle ile to możliwe swoją duszę tym pięknem powoli ruszyłem w dół, gdzie na mecie czekała już na mnie Małżonka, dzięki której w ogóle było możliwe to przejście.

Ze spraw oczywistych i nieoczywistych…

Co roku, gdy tylko nastanie pierwszy jego dzień wśród różnych zadań i związanych z tym myśli pojawiają się ta skoncentrowana wokół kolejnej edycji konkursu fotograficznego „Góry – moje miejsce na ziemi”. Tym razem w chwil gdy dotychczasowy porządek się załamał, gdy nagle wrzucono hamulec ręczny zatrzymując świat, wiedziałem że odbije się to również bardzo mocno na możliwości pozyskania od sponsorów nagród na poczet konkursu. Firmy, wśród których wiele znalazło się w trudnej sytuacji finansowej, pierwszą z rzeczy na jakiej tną wydatki to marketing. Jest to zrozumiałe, acz moim zdaniem błędne i mające w dłuższej perspektywie fatalne przełożenie na postrzeganie marki i w konsekwencji jej dochody, ale nie o tym…

Czeretniki 26.04.2020 r
…szczyt Czeretnika był częściowo zalesiony, ale już poniżej niego, podążając w kierunku mety na Przełęczy Huciska natrafiłem na rozległe łąki, skąd roztaczała się piękna, obszerna panorama na tonące w pąsach i grantach szczyty Pasma Mędralowej, oraz Babiej Góry. Na dole po lewej widoki z szlaku prowadzącego na Przełęcz Huciska, po prawej zabytkowa parafia Niepokalanego Serca NMP na tejże przełęczy

Jako że firmy zmuszone sytuacją do oszczędzania ograniczały wydatki stanęłam wobec bardziej niż zwykle karkołomnego zadania, aby zdobyć nagrody dla uczestników. Sytuacja była również o tyle złożona że do chwili gdy wybuchła pandemia, zainwestowałem już własne środki w zakup nagród. Znów więc dziesiątki maili i dowodzenia sensu wspierania takich inicjatyw.

Nie pisze o tym absolutnie aby czynić z siebie bohatera, bynajmniej… pisze o tym aby uświadomić czytelnikom jak trudnym i złożonym zadaniem jest organizacja i prowadzenia takich konkursów, że od kuchni bywa to zadanie z gruntu niewdzięczne. Po co więc w ogóle to robić? Na pewno nie dla jakichkolwiek profitów finansowych, tu wręcz odwrotnie inwestowane są własne skromne środki, robi się to wyłącznie z pasji i miłości do gór, z pragnienia dzielenia się tym pięknem, zarażania nim kolejnych ludzi i co jeszcze ważniejsze kolejnych pokoleń.

…zawsze razem, zawsze przy mnie, gdy się śmieję, płaczę czy jęczę z bólu – mój mały o wielkim sercu przyjaciele York Buba, ma on swój olbrzymi wkład w moją rehabilitację i utrzymanie równowagi psychicznej

Późną wiosną gdy już wszystko zdawało się zmierzać ku odwołaniu konkursu, otrzymałem wreszcie pozytywna informację ze strony wspierającej konkurs od wielu lat firmy RAVEN że znajdzie się pula nagród na jego poczet. Wkrótce potem otrzymałem podobną równie optymistyczną informację ze strony portalu Dziennik Leśny. Odetchnąłem z ulgą… zaczęła się więc praca nad przygotowaniem regulaminu, oraz materiałów promocyjnych. Gdy było już wszystko dopięte na przysłowiowy ostatni guzik, właściwie w przeddzień startu, do grona sponsorów dołączył jeszcze jeden – nowy w tym gronie, sklep ze sprzętem i akcesoriami fotograficznymi InterFoto.eu, który to przekazał na poczet nagród obiektyw marki 7artisans model 25mm f/1.8 (moją jego recenzję znajdziecie «tutaj»). Nagle sytuacja radykalnie się zmieniła, choć oznaczało to dla mnie na nowo wykonanie już wykonanej pracy nad materiały promocyjno – organizacyjnymi byłym bardzo szczęśliwy że w tak trudnym czasie, gdy spora część, często wieloletnich konkursów, uległa sytuacji zostając odwołane, nam udało się nie tylko wytrwać, ale pozyskać nowego partnera.

Teraz… cóż, ten rok od początku okazał się znacznie większym wyzwaniem pod kątem finansowym niż rok ubiegły, skromne rezerwy które pomogły nam przetrwać miniony rok uległy wyczerpaniu, sytuacja epidemiologiczna bynajmniej nie zbliża się ku finałowi, a to wszystko coraz mocniej ogranicza nasze możliwości. Stąd co roczny znak zapytania nad możliwością zorganizowania kolejnej edycji konkursu jest paradoksalnie tym razem jeszcze większy. Czy się uda? Nie jestem w stanie dziś odpowiedzieć na to pytanie, wydaje się pewne że nawet jeśli tak to konkurs odbędzie się w innym terminie, jeśli jednak by się nie udało, mam nadzieję że miło będzie wspominać poprzednie edycje i mimo wszystko wciąż odwiedzać moją stronę.

VIII edycja konkursu fotograficznego „Góry – moje miejsce na ziemi” okazał się nie lada wyzwaniem logistycznym, prace nad zgromadzeniem jak najlepszej dla laureatów puli nagród trwały do ostatniej chwili, tak jak do ostatniej chwili nie było wiadomo czy konkurs się w ogóle odbędzie, a jednak nie tylko się to udało w tak trudnym pełnym nowych wyzwań roku szalejącej epidemii, ale pozyskać nowego sponsora InterFoto.eu, który to przekazał na poczet nagród obiektyw marki 7artisans model 25mm f/1.8 (moją jego recenzję znajdziecie «tutaj»)

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2020-2021 aktualizacja: 15.04.2021 / strona 3/18

prawa autorskie / materiały graficzne:

Wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.