u mnie 1/2021

u mnie – wpis 1 / 2021 publikacja 15.04.2024 / strona 15/18

systematyka wpisu:

.

Nocą pisane…

O ironio złośliwa… gdy rozpoczynałem ten opis minionego roku w kraju mieliśmy już kolejny lockdown. Gdy znajduję się blisko jego końca 28.03.2021 roku mamy kolejny i po raz kolejny tu i tam przebąkuję o dalszych restrykcjach jak zakaz przemieszczania. Zupełnie jak w filmie „Dzień świstaka” czuję się jakbym został zamknięty w pętli tego samego czasu chaosu. Abstrahując już od więcej niż dyskusyjnej podstawy w ogóle podnoszenia takich wniosków, ogrania mnie po prostu zwykłe znużenie i złość, która przyznaję wzbiera zmieniając się w coraz silniejszy wewnętrzny bunt. Nie chodzi tu absolutnie o brak poszanowania życia innych, ani o lekceważenie samej choroby. Chodzi o durne, niespójne, chaotyczne decyzje włodarzy, oraz ich zauszników, oraz o trudne do przeoczenia drugie dno sprawy… o pokłosie takich decyzji w wymiarze zdrowia ludzi, może się bowiem w ostatecznym bilansie okazać że to co mieliśmy tymi decyzjami chronić naraziliśmy na jeszcze większy szwank.

Chodzi o fatalne skutki zasiedzenia w domu, o brak aktywności fizycznej, w tym właśnie szczególnie osób starszych i schorowanych dla których ruch – nawet ten okupiony bólem jest absolutnie bezwzględnym środkiem pozwalającym spowolnić postępy choroby, a czasem i je zamrozić. Chodzi o wszystkich tych którzy nie udźwigną tego psychicznie, o wciąż brak możliwości łatwego dostępu do lekarzy w sprawach innych niż covid, pomimo jakichś tam ostatnio wykonanych w tej mierze pozornych ruchów, oraz o zarzynanie wielu gałęzi gospodarki, w połączeniu z katastrofalnym zadłużaniem państwa, oraz dodrukiem pustego pieniądza. Należy wybierać zawsze drogę środka, nie skrajności – a z całą pewnością skrajnością jest przenoszenie odpowiedzialności za wszystkie problemy na koronawirus pomijając inne choroby, oraz cenę w wymiarze społecznym i gospodarczym.

* * *

Zostawmy już jednak ten ponury temat, powracając do końca 2020 roku. Druga połowa października była dla mnie wyjątkowo trudnym czasem. Wypełnionym nagłymi agresywnymi atakami, o szerokim spektrum objawów. Wredna bolera z upodobaniem raczyła mnie zmasowanym, rozsianym i co gorsza niepoddającym się istotniejszemu znieczuleniu bólem, w tym głowy, oraz obwodowym wzdłuż nerwów lędźwiowych i piersiowych. Znów też zaliczyłem kolejne zapalenie spojówek. Ten ostatni zresztą objaw zaczyna niebezpiecznie się utrwalać i wpisywać w cykliczność szaleństw choroby.

W październiku jednak ogólnie dominował wspomniany ból, oraz bezsenność połączona z zaburzeniami pamięci. Właśnie jednak wówczas w otchłani takich złych godzin i dni, nauczyłem się czerpać z zapisanego w sercu piękna jakiego doświadczyłem podczas okresów poprawy. To właśnie dlatego tak szalenie jest istotne aby jak najwięcej go doświadczyć. Nie można przecież bez końca trwać przy zatrutym źródle choroby, to prowadzi do szybkiego rozkładu, zgorzknienia, zamknięcia, a w efekcie otwiera szeroko drzwi każdej chorobie przyspieszając jej rozwój. Wiem, wiem często o tym piszę, bardzo bym jednak chciał aby ten właśnie prosty przekaz do was trafił, w szczególności do tych którzy walczą z tą czy inną chorobą, lub różnorakimi problemami.

Najważniejsze jest aby nie pozwolić sobie na zamknięcie w kręgu cierpienia. To nie muszą być góry, ani długie wyrypy po polach i łąkach. To może być cokolwiek co będziecie w stanie robić, co pozwoli wam przesuwać w sposób stały granice możliwości, stawiać sobie nowe cele, rozwijać i odwracać uwagę od samej choroby, czy problemów. Nie wolno nigdy pozwolić aby stała się ona główna treścią waszego życia, nawet gdy fizycznie tak jest – nie może dowodzić w waszym sercu.

…Nie wolno nigdy pozwolić aby choroba stała się główną treścią waszego życia, nawet gdy fizycznie tak jest – nie może dowodzić w waszym sercu. W moim przypadku jak wiecie jedną z metod na kreatywne wypełnienie czasu jest fotografia. Tu podczas kolejnej foto zabawy, do realizacji tego projektu wystarczyła jedna mocniejsza lampa (zdjęcie po prawej), żyłka wędkarka, igła i strzykawka, oraz smartfon…

Tu znów też niestety przypomina się mi obecny „nowy ład”… choć staram się unikać nawiązań do niego, trudno tego nie robić w tym szczególnie kontekście. Te bowiem wszystkie nieprzemyślane, niebezpieczne i uderzające w wolność człowieka decyzje skazują takich jak ja i rzesze innych na poważne następstwa w walce z choroba, zamiast chronić wystawiają na jej cel. Trudno tu wówczas nie dostrzegać drugiego dna tej sprawy…

Efekty prostej, ale dającej bardzo ciekawe efekty, foto-zabawy. Na igłę strzykawki, lub na rozciągniętą żyłkę wędkarską nałożyłem strzykawką z igłą krople wody, sfotografowane następnie na tle smartfona, gdzie wyświetlałem na ekranie tapety z różnymi barwnymi wzorami, czy też zdjęciami pól z kwitnącymi słonecznikami (na górze po prawej i na dole po lewe), lub zielonych traw (po prawej na dole)…

Za nadzieją, za pięknem…

Gdy wkraczałem w odmęty choroby szaleństwa natura dopiero powoli zdobiła się w jesieni barwy, gdy dane mi było znów wyrwać się na szlak szóstego listopada większość z liści zmęczonych kolorem upadłszy na ziemię stała się częścią ściółki lasów. Pojedyncze co bardziej wytrwałe wciąż jednak migocząc złotem i czerwienią zdobiły przygotowujące się na zimowy sen drzewa. Tym razem znów w wątłej formie, a że doba już krótka o tej roku porze, powróciłem na krótki szlak wiodący przez „moją górę” tudzież tak długo będącym jedynym dla mnie możliwy do osiągnięcia Klimczok.

Tego dnia, pomimo że był to piątek, dolna stacja kolejki gondolowej na Szyndzielnię dosłownie pękała w szwach. To właśnie kolejny bardzo widoczny i o potencjalnie koszmarnych następstwach skutek głupich decyzji, tudzież to zamykania, to otwierania, tu akurat wyciągów i kolejek. Ludzie gdy tylko one zostaną otwarte po prostu boja się że długo ten stan nie potrwa i ruszają w takie (i każde inne jak choćby galerie) miejsca masowo. Co oczywiście tworzy zamknięte błędne koło przyczynowo – skutkowe.

Tego dnia, pomimo że był to piątek, dolna stacja kolejki gondolowej na Szyndzielnię dosłownie pękała w szwach. To właśnie kolejny bardzo widoczny i o potencjalnie koszmarnych następstwach skutek głupich decyzji, tudzież to zamykania, to otwierania, tu akurat wyciągów i kolejek…

Lubię tę w sumie niezbyt długa przejażdżkę kolejką, to taki wehikuł zabierający mnie od razu do królestwa mojego serca, choć jak już wiecie dziś mocno obleganego. Nie inaczej było i na szczycie Szyndzielni, drodze na i samym Klimczoku. Choć tam już rzesze ludzi były zdecydowanie mniejsze niż te zgromadzone wokół schroniska pod Klimczokiem. Miejsce to skupia w sobie magiczną moc gór. Oczarowując majestatycznymi, rozległymi widokami, pozwalającym podziwiać panoramę Beskidu Małego, Śląskiego, Kotliny Żywieckiej i samego Beskidu Żywieckiego, w tym na szczyt Babiej Góry i Pilska, a w pogodne dni również Tatr.

Na górze górna stacja na Szyndzielni, po prawej ostatnie metry podejścia pod jej szczyt / Na dole po lewej widok na Wielką Czantorię i Pradziada z szlaku prowadzącego z Szyndzielni na Klimczok…

Dziś jednak podążałem szlakiem którego pięknego nie ogranicza się tylko do tego jednego miejsca, wiodącego w sporej części otwartym grzbietem pasma Magury, aż do mety w Bystrej. Ruszyłem w dół, szybko mijając Przełęcz Kowiorek, jak i wymienione schronisko, od razu kierując się na Magurę. Dopiero tam zatrzymałem się na uboczu na posiłek.

Beskid Śląski, Klimczok 1117 m n.p.m. – „moja góra” – miejsce to skupia w sobie magiczną moc gór. Oczarowując majestatycznymi, rozległymi widokami, pozwalającym podziwiać panoramę Beskidu Małego, Śląskiego, Kotliny Żywieckiej i samego Beskidu Żywieckiego, w tym na szczyt Babiej Góry i Pilska, a w pogodne dni również Tatr.

Pomimo późnej pory roku słoneczko wciąż przyjemnie grzało… rozsiadłem się wygodnie na pieńku z kubkiem gorącej herbaty w ręku rozkoszując jego ciepłem, oraz wszechobecną wonią jesieni. W jej bukiecie można odnaleźć zmieszane zapachy opadłych na ściółkę liści różnych gatunków drzew, złote wysokie trawy, słodkawy zapach pożółkłych i w brąz odzianych paproci, oraz tą trudną do nazwania nutę zapachu w powietrzu, charakterystyczną dla każdej z pór roku.

Na górze Klimczok 1117 m n.p.m. i widok w kierunku Przełęczy Kowiorek, oraz Schroniska PTTK pod Klimczokiem widocznym na dole po lewej, po prawej na dole odpoczynek pod Magurą…

* * *

Były wczesnowieczorne godziny wieczorne gdy przemierzałem sam ścieżkę przez grzbiet Magury, w dole po lewej Bielsko-Biała schowało się pod niechlubną czapką smogu, niczym z oceanu wyrastały z niego okalające go szczyty Beskidu Małego, oraz Śląskiego, tudzież Szyndzielni, Klimczoka i właśnie Magury, po prawej zaś dumnie wznosił się w niebo potężniejsze z tej perspektywy Skrzyczne, a w dole ścieliły się na polach Kotliny Żywieckiej białe wstęgi mgły. Wyżej ciemniała atramentowa tafla Jeziora Żywieckiego otoczona szczytami Beskidu Żywieckiego, w tym Babiej Góry i Pilska. Pomiędzy nimi doskonale dziś widoczne były poszarpane turnie Tatr. Wszystko malowane ciepłą, nieco pastelową paletą jesiennych barw. Nie sposób w takich chwilach nie zatracić się w tym pięknie, zapominając o upływającym czasie i czającym się gdzieś z tyłu głowy wrogu – nie odstępującej mnie chorobie…

Wybitnie malowniczy odcinek szlaku prowadzący pasmem Magury…

Ścieżki te znam na pamięć, nie obawiałem się więc zejścia po zmroku, co zresztą jest niezmiennie wpisane w wypady każdego kto chce fotografować zachody słońca w górach. Lęk zawsze gdzieś tam jest, jednak gdy i mnie dopada, najczęściej w gęstych niskich lasach, daleko w górach, przystaję, jeśli je mam wyjmuję stopery z uszu i wyłączam czołówkę. Zamykam oczy i wsłuchuje się w las, w jego kojącą pieśń tak samo piękną za dnia jak i nocą. Czasem gdzieś niedaleko trzaśnie gałązka, czasem zaskrzypi drzewo, bywa że czuć iż gdzieś blisko coś się przemieszcza, lub jak ja stoi i nasłuchuje. Tak, wtedy bywa że wyobraźnia płata figle, ale po chwili lęk znika, uspakajam się i ruszam już raźno w dalszą drogę – bo to przecież mój dom, choć natura też ma groźniejsze, czasem wręcz zabójcze oblicze, jest ono jego częścią i trzeba nauczyć się to akceptować.

Na górze widok z pasma Magury w kierunku Kotliny Żywieckiej, po prawej zejście z masywu w kierunku rozstai szlaków nieopodal ruin dawnego schroniska, oraz widoki z tego rejonu w kierunku Tatr…

Dochodziła dwudziesta pierwsza gdy dotarłem do pierwszych zabudowań wsi Bystra, wciśniętej pomiędzy dwa ramiona masywów Magury i Kołowrotu i Szyndzielni, zamknięta od zachodu przez górujący nad pozostałymi Klimczok. Niedługo potem dotarłem do przystanku linii miejskiej, kończąc kolejny, już siedemnasty piękny wypad na szlak…

…w dole ścieliły się na polach Kotliny Żywieckiej białe wstęgi mgły. Wyżej ciemniała atramentowa tafla Jeziora Żywieckiego otoczona szczytami Beskidu Żywieckiego, w tym Babiej Góry i Pilska.

Nowa jakość pracy – czas na naukę…

Listopad prócz różnych nieprzyjemnych perturbacji zdrowotny w drugiej jego połowie przyniósł też bardzo dla mnie istotną zmianę w komforcie i możliwościach pracy, a to za sprawą zakupu nowego, wreszcie rzec tu muszę, komputera. Czekałem ponad dwa lata by spłaciwszy raty za aparat FUJIFILM T-X20 móc wziąć na kredyt właśnie nowy zestaw komputerowy. Każdy parający się fotografią, nawet w najbardziej amatorski sposób, do jakich sam się zaliczam, wie o tym że sprzęt tego typu potrafi dosłownie zabić swą ceną. Tu nie ma górnej granicy. Najdroższym elementem pozostaje tu przede wszystkim ekran, te przystosowane dla potrzeb grafików i fotografów kosztują nawet po kilkanaście (…i więcej) tysięcy.

Była to więc znów trudna sztuka kompromisu, w miejscu tym bardzo przydały mi się nie pierwszy już raz zainteresowania szeroko pojętą informatyką. Zanim zakup był możliwy, tak aby nie zatopić naszego więcej niż skromnego, ledwo obecnie utrzymującego się na powierzchni, budżetu domowego, już od dłuższego czasu przeszukiwałem siec w poszukiwaniu wszelkich danych, rankingów, oraz ocen konkretnych podzespołów w korelacji z możliwościami i ceną. Górny próg był dość nisko w tej kategorii, toteż nielicho się napociłem zanim coś mądrego udało mi się złożyć. Postawiłem bowiem na składaka, przy czym sam proces składania zleciłem firmie w której zakupiłem części, gdyż moja wiedza jest delikatnie mówiąc w tej kwestii od dobrej dekady niekompetentna. Nie jest to blog techniczny, nie chcę tu więc nikogo tymi opowieściami zanudzać, myślę jednak że osobom ze skromnym budżetem jak mój, takie informacje się przydać mogą, toteż podaję poniżej listę podzespołów jakie trafiły na pokład mojego nowego sprzymierzeńca w pracy nad zdjęciami, ale oczywiście nie tylko…

  • obudowa PC – marki Sharkoon TG6 RGB ATX
  • płyta główna Gigabyte B550 AORUS ELITE
  • procesor AMD Ryzen 5 3600X, 3.8GHz, 32 MB, BOX
  • karta graficzna Gigabyte GeForce GTX 1660 SUPER OC 6GB GDDR6
  • pamięć RAM – Patriot Viper / DDR4 / 32 GB / 3200MHz / CL16
  • dysk SSD ADATA XPG SX8200 PRO 1 TB M.2 2280 PCI-E x4 Gen3 NVMe
  • dysk Seagate BarraCuda 2 TB 3.5″ SATA III
  • chłodzenie procesora SilentiumPC Fortis 3 HE1425 v2
  • zasilacz SilentiumPC Supremo FM2 Gold 750W
  • karta sieciowa TP-Link TL-WN881ND
  • system operacyjny Microsoft Windows 10 Home PL 64 bit OEM
  • monitor BenQ PD2700Q (9H.LF7LA.TBE)

Pozostając jeszcze w tych techno wątkach, dla zainteresowanych dodam, że wbrew obawom niektórych internautów obudowy niemieckiej marki Sharkoon cechuje bardzo dobry stosunek jakości do ceny. W moim modelu posiadającym cały szklany front i bok, wszystkie elementy są idealnie spasowane, oraz wykończone. Nie można tu też mieć żadnych zastrzeżeń do jakości wykonania klatki obudowy, jej sztywności, oraz funkcjonalności.

Najczęściej podnoszonym zarzutem jest brak dobrego przepływu powietrza wewnątrz obudowy. Nic bardziej mylnego, górny i dolny panel to właściwie jeden wielki otwór wentylacyjny, front ze szkła posiada wloty po bokach zabezpieczone wyjmowalnymi filtrami z siateczki. Dodajmy że w komplecie mamy od razu cztery 120 mm wentylatory z podświetleniem LED RGB, oraz kontroler do nich który można podpiąć pod przycisk resetu. Ich obsługę zapewnia też sama płyta główna B550 AORUS ELITE za pośrednictwem pre instalowanej aplikacji producenckiej RGB Fusion 2.0. Wiatraki obudowy są naprawdę ciche i tylko gdy mocno damy popalić podzespołom słychać delikatny szum ich pracy na wyższych obrotach.

Podczas pracy w programach graficznych sprzęt bywa obciążany bardzo intensywnie. Dotyczy to szczególnie pracy nad dużymi kilkuset megabajtowymi plikami w programach Adobe Lightroom czy też Photoshop, jak i Corel Draw. Bywa dość często że mam równocześnie odpalonego Photoshopa, Corela, edytor tekstowy i przeglądarkę. Nawet gdy pracuję przy tylu uruchomianych w tle programach nad dużymi plikami graficznymi, nie dochodzi do żadnego większego skoku temperatury wewnątrz obudowy, jak i żadnego nawet najmniejszego spowolnienia czy przycięcia.

Monitor w zestawie komputerowym, czy rzadziej laptopie, przewidzianym do prac graficznych, tudzież ze zdjęciami, musi spełniać szereg mocno rzutujących na jego cenę właściwości. To dlatego ich ceny potrafią przyprawiać o zawrót głowy. Bardzo trudno znaleźć tu możliwie tani a dobry kompromis, odznaczający się wysoką jakością wyświetlanego obrazu, a równocześnie wciąż akceptowalną ceną. Jednym z takich monitorów jest właśnie zakupiony przeze mnie BenQ PD2700Q (9H.LF7LA.TBE), nabywając go otrzymujemy w zestawie certyfikat jakości obrazu, wraz z wynikami przeprowadzonej już w fabryce kalibracji (zdjęcie pośrodku).

Sam monitor jest chyba najlepszym na jaki trafiłem kompromisem pomiędzy jakością obrazu, tak ważna w grafice, a ceną… nie jest oczywiście w pełni monitor dedykowany dla fotografów, ale bardzo ładnie wpisuje się on już w potrzeby użytkowników o mniejszym budżecie, a chcąc pracować z jak najlepiej oddanymi barwami. Ten konkretny monitor marki BenQ model PD2700Q jako jedyny w klasie do 1500 zł posiada od razu gotową kalibrację barw, potwierdzoną załączanym certyfikatem, wraz z wynikami osiąganymi przed dany egzemplarz podczas testów fabrycznych. W pakiecie jest też kilka gotowych trybów pracy, w tym właśnie dedykowanych do obróbki zdjęć i ogólniej grafiki. Słaba jego stroną jest z pewnością niska jakość głośników, nie miało to jednak tu dla mnie żadnego znaczenia liczyła się przed wszystkim jakość obrazu. Znów wbrew opiniom z jakimi można spotkać się w sieci, w moim nie ma na matrycy żadnych uszkodzonych pikseli, ani problemów z wyświetlaniem.

Na koniec dodam jeszcze jeśli ktoś by weryfikował koszt tego zestawu, że teraźniejsze ceny nijak mają się do tych z października 2020 roku. Od początku obawiałem się że zaburzone łańcuchy dostaw w pokłosiu covidowych szaleństw, oraz rosnąca presja ze strony górników krypto walut doprowadzi szybko do wzrostu cen. Tak też się stało, choć skala tego skoku po prostu mnie zaszokowała… samą kartę grafiki Gigabyte GeForce GTX 1660 SUPER OC 6GB GDDR6 zakupiłem za 1029 zł, w tej chwili kosztuje ona bagatela… 2599 zł (stan na początek marca 2021r) co oznacza skok w górę w zaledwie kilka miesięcy o 150%! Nie tak dawno nawet zadałem sobie trud by podliczyć całkowitą różnicę pomiędzy moją ceną zakupu, a tą obecną, wynosiła ona dla całego zestawu prawie 60% więcej. Można więc powiedzieć że miałem olbrzymie szczęście że wszystko poukładało się tak iż mogłem wziąć czteroletnie raty właśnie w tym czasie… gdybym jeszcze musiał trochę poczekać kompromis mógłby okazać się nie możliwy do osiągnięcia, a ustępstwa na szybkości nie do zaakceptowania.

Obudowa marki Sharkoon TG6 RGB ATX okazała się strzałem w dziesiątkę, zapewnia znakomity stosunek ceny do jakości, oraz świetne zagospodarowanie wnętrza, jej mocnym atutem są też od razu dostępne w zestawie cztery ciche 120 mm wiatraki z programowalnym podświetleniem RGB LED, oraz kontroler do ich obsługi od razu zamontowany w obudowie. Wbrew obawom co niektórych zamknięta konstrukcja tej obudowy, dwa szklane panele, z boku i na przodzie, nie wpływają negatywnie na przepływ powietrza, dbają o niego z przodu wloty powietrza z filtrami, duży wlot na topie, oraz na spodzie, jak i z tyłu.

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2020-2021 aktualizacja: 15.04.2021 / strona 15/18

prawa autorskie / materiały graficzne:

Wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.