u mnie 1/2020

u mnie – wpis 1 / 2020 publikacja 27.01.2020 / strona 8/17

systematyka wpisu:

.

Przeskok… niemiłe roku 2019 zakończenie

Końcówka roku jak już wiemy, od drugiej połowy października mocno dała mi się we znaki, od blisko ośmiu tygodni trwało pasmo zaostrzeń, obfitujące w bardzo agresywne ataki choroby. Jednak w okolicach dziesiątego grudnia wszystko wskazywało że wszedłem w decydującą fazę zaostrzenia – fazę paradoksalną, gdy to wyjątkowo zajadłe ataki są zwiastunem reemisji. Tymczasem świat przygotowywał się do nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Wokół wyczuć można było świąteczna gorączkę, choć jednak inaczej się przejawiającą niż za czasów mojego dzieciństwa, więcej w tym nerwów, oraz koncentracji na stronie materialnej, mniej na tradycji i duchu, no ale nie o tym miało być… Wreszcie nadeszła ważna dla mnie z wielu względów, w tym przede wszystkim duchowego, Wigilia Bożego Narodzenia, którą zwyczajowo spędzamy z naszymi bliskimi Przyjaciółmi.

 Święta Bożego Narodzenia z moich lat dzieciństwa wypełniał spokój, radosne oczekiwanie i zapachy świątecznych potraw, dziś coraz trudniej o zachowanie tych cech w świecie wciąż pędzącym na przód…

Wigilia przebiegła w radosnej, pełnej życia atmosferze, którą zapewniała jak zawsze córeczka Przyjaciół 🙂 co bardzo mnie cieszyło, pomimo że dzień wcześniej bolera sprawiła mi ostre lanie, w dniu wieczerzy odpuściła, no przynajmniej na kilka godzin… już w nocy przypuściła ponowny atak. Tego jednak się spodziewałem i tu nie zdołała mnie zaskoczyć, zdołała za to jak zwykle sprawić przykrość mojej drogiej Żonie. Drugi z świątecznych dni spędziłem na mozolnym wychodzeniu z ostrego ataku.

Wigilia Bożego Narodzenia w 2019 roku przebiegła w radosnej, pełnej życia atmosferze, którą zapewniała jak zawsze córeczka Przyjaciół, bardzo lubię ten czas, to tak bardzo wszystkim nam potrzebna pauza w codziennych problemach i gonitwie, pomimo że znajdowałem się pomiędzy atakami choroby, zbliżając się do reemisji, tego dnia mogłem w pełni cieszyć się jego magią…

Minęły świąteczne dni, zbliżał się ostatni weekend 2019 roku, na prawym policzku od dłuższego czasu miałem drobny kaszak i przetoką skórną powstała na zarośniętym częściowo mieszku włosa. Nic nigdy się z tym nie działo, aż tu niespodziewanie wpierw pojawił się mały wrzód… początkowo dawał się on jeszcze opróżniać, co jednak globalnie okazało się złym pomysłem, gdyż po każdym opróżnieniu wypełniał się dwa razy większą ilością ropy. Kolejnego dnia nadal pozostawałem w trybie nocny, doszło do poważnego obrzęku i narastającego liniowo bólu. Znałem ten typ bólu – rwący i piekący, pojawiła się gorączka i to pomimo pozostawania przecież na antybiotykach. Ból taki jest charakterystyczny dla zakażenia, wszystko wskazywało że bez interwencji z zewnątrz się nie obędzie…

…świąteczne fotografowanie 🙂 myślę że ma ono swoją bardzo wymierną wartość, ukazuje ona nam upływ czasu, zatrzymując też w kadrze tamte magiczne chwile

W niedzielę nie mogłem już czekać dalej, krótko mówiąc wyglądałem jakbym połknął chomika. Tak duża infekcja wymaga szybkiej przecież interwencji, istnieje realne ryzyko perforacji ropnia, a powikłania związane z tym mogą zabić, głupio byłoby zejść ze sceny po tak długiej walce z takiego powodu. Szkopuł w tym że od soboty opóźniałem wizytę u lekarza, bynajmniej nie ze względu na strach, lecz tego gdzie po pomoc musiałem się udać – na oddział ratunkowy Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku – Białej. Każdy kto miał tą wątpliwą przyjemność zapoznać się z metodami działania tego ośrodka, bezczelności personelu, bywa że i chamstwa, wie dlaczego z tak dużą niechęcią myślałem o wizycie tam…

W każdym razie wyboru nie było żadnego toteż udałem się na osławiony ostry dyżur rzeczowego szpitala, cóż… wszystko przebiegło jak się spodziewałem bez odstępstw od wcześniejszych doświadczeń. Nawet nie zdążyłem za bardzo wyjaśnić z czym tu przyszedłem i jakie są objawy gdy dostałem ochrzan, dość powiedzieć że sam też nie wdawałem się w dyskusje, ani jałowe prośby, nie pozostając ani trochę dłużny. Skończyło się również tak jak przewidywałem – odesłaniem do poradni świątecznej pomocy, która notabene znajduję się w budynku tego samego szpitala. Możecie się zastanowić dlaczego więc od razu tam nie poszedłem znając przewidywalny ciąg zdarzeń? Z tej prostej przyczyny że mam pełną świadomość iż poradnia taka absolutnie nic ponad wypisanie recepty nie może. To po prostu zwyczajny gabinet, bez żadnego dostępu do zaplecza diagnostycznego i chirurgicznego, którym za to dysponuje oddział ratunkowy.

…wszystko zaczęło się bardzo niewinnie, od niewielkiej zmiany, która zaropiała, na początku dając się jeszcze opróżniać, po czym w bardzo szybkim tempie rozwinęło się masywne zakażenie zmuszając mnie do poszukania pomocy u lekarzy

A jakim posłużono się pretekstem aby mnie tam odesłać? Zaznaczam że bez opowiedzenia w czym rzecz z mojej strony, o tym że gorączkuje pomimo dwóch antybiotyków, o moich ogólnych innych obciążeniach, pan w okienku rejestracji wzdychając i narzekając że z takimi rzeczami to się jeździ do poradni chirurgicznej… w tygodniu, czyli tak, po prostu ropień zachował się nietaktownie że odważył się powstać i spuchnąć w weekend. Potem dorzucił że to absolutnie nie jest stan zagrożenia życia i tyle, no cóż, spuszczę tu zasłonę milczenia na wiedzę człowieka który to mówił a był ubrany w odzież ratownika medycznego, bo najwyraźniej nie wiedział że wszelkie zakażone rany, wrzody, szybko się zaogniające są bardzo dużym ryzykiem dla zdrowia i życia pacjenta. To wręcz wiedza absolutnie podstawowa ucząca że wrzód, ropień, wszelkie inne zakażanie, mogą prowadzić do posocznicy, tudzież sepsy, która często kończy się śmiercią chorego.

Nie pomnę tu już że o tym że w poczekalni, w wielogodzinnych kolejach siedziało około 20 może 30 osób, raczej trudno mi uwierzyć że wszyscy oni byli w „stanie zagrożenia życia”. Oznaczało by to bowiem że ludzie w takim stanie siedzą w wielogodzinnych kolejkach gdy według teorii rzeczowego ratownika pełniącego wówczas funkcje rejestratora oddział udziela pomocy wyłącznie w takich stanach… Podsumowując, a pomijając już tu chamstwo i ton tego człowieka, albo świadomie działał na szkodę pacjenta znudzony bardzo pracą, albo też tej tak podstawowej wiedzy nie posiadał. Sam nie wiem co jest bardziej tragiczne…

W każdym razie udałem się do rzeczowej poradni, znając już również ciąg dalszy… tam przynajmniej jednak trafia się zazwyczaj pod skrzydła milszego personelu, z tym że oni z kolei nic nie mogą, a ci co mogą, mają dostęp do całego zaplecza diagnostyczno – zabiegowego, znajdują się piętro niżej po drugiej stronie budynku, tak kółko parodosów się zamyka… przyjęty przez miłą Panią Doktor, tu naprawdę duża pochwała, zbadany, w tym również w sprawie okolic i przyczyn powstania rzeczowego ropnia, zostałem odesłany z kartą informacyjną dla rejonu, oraz receptą na lek przeciwzapalny, bo wszak na antybiotykach już byłem.

Kolejny dzień spędziłem na walce z rejestratorkami poradni rodzinnej, co też niestety należy do niechlubnej tam tradycji, również tu dość powiedzieć że była to dość mocna i intensywna wymiana zdań, czasy gdy bowiem uginałem kark przed przedstawicielami szorującego po dnie moralnym i wydajnościowym systemu lecznictwa państwowego w tym kraju dawno się skończyły. W końcu wywalczyłem owe skierowanie do chirurga, co trwało… około trzech minut, o wiele mniej od pyskówek w samej rejestracji. Tu znów dziękuję bardzo lekarzowi z poradni rodzinnej, który nigdy nie był źródłem frustracji, jest lekarzem pełnym empatii, oraz z dużą wiedzą, w przeciwieństwie do personelu niższego szczebla.

Dobrze mam skierowanie na „cito”, choć to ostatnie słowo raczej już nie wywiera żadnego efektu na rejestratorkach w jakiejkolwiek poradni – powinno być więc z górki? Nic z tych rzeczy! W tym miejscu dopiero się zaczyna właściwa zabawa… znalezienie poradni która szybko otworzy ropień. Przeszedłem kilka z miejsc, w jednym zlikwidowano poradnię chirurgiczną, w innej placówce termin leczenia na NFZ to… połowa lutego (!!), aż w końcu dotarłem do placówki ostatniej szansy. Tam okazało się że nie ma żadnego problemu, a gdybym był wcześniej, sprawę załatwiono by tego samego dnia. Czemu wcześniej nie byłem? Przez sfrustrowane, zacięte panie rejestratorki.

W końcu po tych wszystkich przygodach rankiem w Sylwestra docieram do chirurga… wielkie uff! Całość od oględzin po przecięcie i opatrunek trwało raptem 5 minut! Pięć minut o które zabiegałem od trzech dni, które kosztowały kilka pyskówek i atak bolery, ze względu na narażenie układu nerwowego na zbyt agresywne bodźce. Ach i jeszcze jakże oczywiste stwierdzenie chirurga, pytanie od kiedy jest tak duży obrzęk? Od sobotniej nocy, w niedzielę byłem na rzeczowym oddziale ratunkowym. Lekarz popatrzył tylko na kalendarz licząc doby i wyraźnie dając odczuć co o tym myśli, po czym po podaniu mu karty informacyjnej z poradni świątecznej pomocy medycznej – dodał tylko „i co tylko tyle zrobili?” – no właśnie

Trzy dni trwała walka z systemem lecznictwa i postawą ludzi którzy mienią się pracownikami służby zdrowia – ludzi którzy powinni nieść pomoc, trzy dni w ciągu których zakażenie postępowało, a którego powstrzymanie, tudzież nacięcie i opróżnieniem ropnia i założeniem opatrunku zajęło chirurgowi pięć minut.

Wnioski o tym jak funkcjonuje obecny system lecznictwa, a właściwe iluzoryczny system państwowego lecznictwa, pozostawiam wam samym. Środków jest mało, było i będzie, to problem nie tylko polski, ale paląca nierozwiązana kwestia wielu krajów świata – jednak brak środków, nie jest absolutnie w żadnym stopniu mandatem dla chamstwa i braku empatii tych którzy przysięgali nieść pomoc, początkiem 2020 roku życzę więc im odnalezienia utraconego najwyraźniej powołania, empatii, oraz kultury i szacunku dla innych ludzi, tudzież pacjentów. W gwoli ścisłości dodam że oczywiście w tym barłogu powszechnego rozkładu i apatii są wyjątki – lekarze z powołania, lekarze widzący w pacjentce człowieka potrzebującego pomocy i wbrew ograniczeniom systemu potrafiącym tej pomocy udzielić. Tym właśnie lekarzom, rejestratorką i ratownikom życzę mnóstwa sił aby nigdy nie zostali pokonani przez deprymujący ich system, oraz niezawodnego zdrowia aby jak najdłużej byli w stanie nieść pomoc chorym.

Komora powstała po ropniu miała 2×2 cm, pomimo że sytuacje takie nie muszą prowadzić do ostrych powikłań istnieje realne takie ryzyko – ryzyko któremu właśnie bezwzględnie powinna zapobiegać służba zdrowia, tym bardziej w tak sytuacja wymaga tak banalnej interwencji, zapobiegającej dalszemu pogorszeniu sytuacji, tudzież nacięcie i wdrożenie stosownego leczenia, zamiast tego doprowadza się do sytuacji gdy zagrożenie zdrowia i życia staje się po prostu realnym faktem. Warto zauważyć że barierę w takim przypadku nie stanowią dostępne na służby zdrowia środki, lecz brak empatii, oraz często zwykłe chamstwo, któremu zawsze mówiłem i będę mówił z cała stanowczością NIE bez względu na to czy sprawa dotyczy złamanego paznokcia czy nogi, człowiekiem należy być zawsze.

Tak zakończyłem rok, przenosząc na kolejny rozpoczęte sprawy, w tym nową w postaci ropnia. Jak się zresztą okazało, wbrew diagnozie z poradni szpitalnej nie był to ropień i czyrak mnogi, lecz ropień na kaszaku. Cóż zdarzają się i takie wyzwania, dobrze to jednak ilustruje fakt że nigdy nie wiemy co czeka nas kolejnego dnia. Oceniając sprawę z osobistego wymiaru najbardziej irytuje mnie tu że zdarzenie to wbiło się klinem pomiędzy tak długo oczekiwaną reemisję, a możliwościami wypadu w teren, po tak przecież długim okresie zaostrzenia.

Tak zakończyłem rok, przenosząc na kolejny rozpoczęte sprawy… to co jednak irytowało najbardziej to fakt że wąskie okienko poprawy jakie miało miejsce na jego początku pochłonęły prawie w całości codzienne wizyty u chirurga… wkrótce potem okienko znów się zamknęło, a ja trwałem opierając się atakom choroby. Cieszyło tylko że przynajmniej sprawa ropnia zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu zakończeniu, udało się zwalczyć zakażenie, a rana ładnie się goi.

Runda druga…

Wróćmy jednak do opowieści o minionym już roku… początkiem lipca otrzymaliśmy telefon o wolnym terminie na przeprowadzenie drugiej części zabiegu w znieczuleniu ogólnym usunięcia pozostałej części zniszczonych zębów. Jak już wiemy w tym czasie znajdowałem się w przededniu okresu reemisji, który pomimo że zwiastuje dobrą nowinę wiąże się z nagłymi, bardzo agresywnymi atakami. Tym razem jednak nie zamierzałem już przegapić znów tej możliwości i przekradając się nieco na kredyt pomiędzy takowymi atakami dotarłem na konsultację anestezjologiczną. Wreszcie gdy w kolejnych dniach nastąpił przełom, nie czekając już na dalszą poprawę wpierw co opisywałem wcześniej wyrwałem się z moim małym towarzyszem do malowniczej Doliny Wapienicy, a zaraz potem na piękny i długi szlak, odbudowujący ducha i nadzieję, wiodący z Węgierskiej Górki przez Magurkę Radziechowską i Wiślańską na Baranią Górę.

Rankiem jedenastego lipca wyruszyliśmy do Krakowa, tym razem w znacznie bardziej sprzyjających okolicznościach, upały trawiące południe kraju odpuściły, ja również byłem w znacznie lepszej formie, ba wręcz bardzo dobrej, a w klinice nie zabrakło prądu 🙂 znów więc krótka rozmowa z lekarzami, z anestezjologiem, zielono – biała sala, wenflon, maska i… sen. Zatrzymanie i wyrwanie z objęć czasoprzestrzeni, myśli, czucia – bycia. Potem mozolny do niej powrót, otwarcie oczu, dezorientacja, twarz Żony obok, anestezjologa, odpięcie urządzeń monitorujących i już do domu. Jako że niezwykłym zbytnio z tym ostatnim zwlekać od razu podnoszę się z wciąż ciężką głową i korzystając z ramienia Żony opuszczam klinikę.

Kraków 11.07.2019 – krótka rozmowa z lekarzami, z anestezjologiem, zielono – biała sala, wenflon, maska i… sen. Zatrzymanie i wyrwanie z objęć czasoprzestrzeni, myśli, czucia – bycia. Potem mozolny do niej powrót, otwarcie oczu, dezorientacja, twarz Żony obok, anestezjologa, odpięcie urządzeń monitorujących i powrót do domu, po wykonaniu kolejnego ważnego kroku na drodze do eliminacji miejsce gdzie mogła ukrywać się przed antybiotykami borelioza.

W miejscu tym po raz kolejny pragnę serdecznie podziękować całemu personelowi bloku zabiegowego, w szczególności Pani chirurg oraz Anestezjologowi za ich profesjonalizm, oraz cechy których często brak sporej grupie pracowników służby zdrowia w Bielsku-Białej, tudzież empatii, wiedzy, ciepłemu i serdecznemu podejściu do pacjenta, otwartości, profesjonalizmowi i szybkości działania. Jak gigantyczna jest to różnica możecie ocenić na opisanym powyżej przykładzie walki o zabieg w tak prostej w ujęciu technicznym sprawy jaką jest nacięcie ropnia.

Niestety tego samego powiedzieć już do końca nie można o wyższych piętrach kliniki stomatologii, gdzie co prawda nie można nic zarzucić profesjonalizmowi personelu, ani ich naprawdę ciepłemu i serdecznemu podejściu do chorych, ale system w jakim obsługiwani są chorzy pozostawia bardzo wiele do życzenia. Skutkując nie kończącym się czasem prac, o tym jednak więcej w dalszej części…

* * *

Tego samego dnia po zabiegu, po powrocie do domu i krótkiej drzemce powróciłem do pracy nad przyjmowaniem zgłoszeń do VII edycji konkursu fotograficznego „Góry – moje miejsce na ziemi”. Uważam bowiem że nie można tak długo jak to tylko możliwe przenosić własnych problemów na innych, w jakimkolwiek wymiarze, to że ja byłem po operacji nie może być wszakże powodem okazania lekceważenia ludziom którzy chcieli w tym konkursie udział wziąć, świat wszakże nie bacząc na nasze problemy wciąż pędzi na przód… Poza tym jest to również i dla mnie dobry powód do mobilizacji, a nie zapadania się w ból czy inne problemy. Wynika to również z mojej myślę tu pozytywnej cechy – autodyscypliny, z szacunku dla danego słowa, dla podjętego wyzwania, gdzie zawsze uważam że nie bacząc na trudny z podjętego zadania wywiązać się należy.

…tego samego dnia po zabiegu, po powrocie do domu i krótkiej drzemce powróciłem do pracy nad przyjmowaniem zgłoszeń do VII edycji konkursu fotograficznego „Góry – moje miejsce na ziemi”. Tu po prawej zdjęcie poglądowe, przygotowane już do wysyłki nagrody na uczestników konkursu.

Po zabiegu – znane i spodziewane choroby pułapki…

Autodyscyplina – to bardzo ważne słowo w przypadku walki z tak zajadłym wrogiem jak bolera. Nie chodzi tu tylko o zdyscyplinowanie w kwestii przyjmowania leków, czy diety, ale również walki o korzystanie z każdej chwili gdy choroba odpuszcza, o realizację tych czy innych zadań jakich się podjęło. W tym przypadku, po zabiegu wiedziałem jednak że chęci i dyscyplina na niewiele się zdadzą wobec wiążących się z nim objawów generowanych przez boreliozę. Zniszczone zęby, stanowią bowiem bardzo dogodny rezerwuar dla krętków boreliozy, gdzie przebywając w ropnych cystach mogą bezkarnie się ukrywać przed większością antybiotyków. Właśnie dlatego prócz wymiaru czysto estetycznego tak ważne było jak najszybsze wytrącenie bolerze tego argumentu. Również dlatego moja Pani chirurg od razu powiedziała „nie” dla jednorazowego usuwania wszystkich.

Rozwiązanie takie radykalnie bowiem zwiększało ryzyko wyrzutu do krwiobiegu tak dużej ilości bakterii że mogło dojść do rozwinięcia posoczniczy, tudzież sepsy. Jej zdanie w tej mierze pokrywało się ze zdaniem lekarza prowadzącego walkę z boreliozą, jak i innych jak neurolog, czy pulmonologa. Ryzyko więc zostało zminimalizowane, acz nie zażegnane… właśnie dlatego po każdym z zabiegów zaliczałem bardzo szybko rozwijające się zaostrzenie boreliozy. Krętki które zostały uwolnione podczas resekcji do krwi powodowały ostrą reakcję układu odpornościowego. Tak było po pierwszym z zabiegów, tak niestety i po drugim z nich…poważny atak objawów rozwinął się w zaledwie 24 godziny po operacji. Nie było to jednak nic czego bym się nie spodziewał, żal było jednak tym razem bardzo że miało to miejsce w zaledwie tydzień po wyjściu z poprzedniego okresu zaostrzenia.

Krętki boreliozy które zostały uwolnione podczas resekcji do krwi powodowały ostrą reakcję układu odpornościowego. Tak było po pierwszym z zabiegów, tak niestety i po drugim z nich…poważny atak objawów rozwinął się w zaledwie 24 godziny po operacji, znów więc trwałem w oczekiwaniu na lepsze dni, jak zawsze w moim domowym areszcie na duchu podtrzymywał mnie mój mały przyjaciele Buba.

To właśnie dlatego pomiędzy kolejnymi wypadami terenowymi pojawiają się tak długie przerwy… nie oznacza to bynajmniej braku walki o wyjście jakiekolwiek, gdziekolwiek poza dom jeśli w góry się nie jeszcze nie da. Tak taż odczekawszy zasadniczy, pierwszy atak choroby, oraz dając czas ranom na częściowe – bezpieczne, zgojenie, już 22 lipca udałem się w piękny letni dzień na foto-włóczęgę po moim rodzinnym mieście. Już jednak 25 lipca, to jest równo w dwa tygodnie po zabiegu, korzystając z chwilowej poprawy stanu, oraz pięknej letniej pogody pognałem pojechałem nad piękne, otoczone beskidzkimi szczytami Jezioro Żywieckie. Przewędrowawszy kilkanaście kilometrów, ochłodziwszy się w wodach jeziora, na nowo poczułem radość z bycia – radość że przetrwałem, że jestem…

…już jednak 25 lipca, to jest równo w dwa tygodnie po zabiegu, korzystając z chwilowej poprawy stanu, oraz pięknej letniej pogody pognałem pojechałem nad piękne, otoczone beskidzkimi szczytami Jezioro Żywieckie. Przewędrowawszy kilkanaście kilometrów, ochłodziwszy się w wodach jeziora, na nowo poczułem radość z bycia – radość że przetrwałem, że jestem…

Kolejne dni znów zamknęły mnie w mroku walki z raz po raz atakującą chorobą. Znów wkrótce dni za noc służyły, trwałem kreśląc w głowie plany kolejnych wojaży, marząc o dalszym przesunięciu granicy możliwości. Trwałem karmiąc się pięknymi chwilami aż do początku sierpnia gdy to ponownie zasiadłem w wagoniku diabelskiej kolejki – nagłych i ostrych ataków, jak i krótkich wycofań przed kolejnymi z nich, co zapowiadało jak zapewne już wiecie ostatni z cykli okresów zaostrzenia poprzedzający reemisję.

Jezioro Żywieckie 25.07.2019 roku

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2019-2020 aktualizacja: 25.01.2020 / strona 8/17

prawa autorskie / materiały graficzne:

wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.