u mnie 1/2020

u mnie – wpis 1 / 2020 publikacja 27.01.2020 / strona 4/17

systematyka wpisu:

.

11.05.2019 – przełamać kolejną granicę niemożności…

Po dokonaniu się przewrotu, tudzież powrotu na normalnych godzin aktywności, mającego miejsca akurat wówczas podczas wypadu w góry, wyrównaniu bilansu sił nadszedł czas zrealizować od dawna tlące się w głowie plany. Od 2005 roku, gdy uraz kręgosłupa skutecznie ograniczył moje możliwości, a następnie przez cztery lata popadając w coraz agresywniej atakującą wówczas wciąż nie nazwaną chorobę, moje możliwości fizyczne uległy tak drastycznemu ograniczeniu że pobliski mi Klimczok był wszystkim na co mogłem sobie pozwolić… dopiero od chwili poznania imienia wroga, tudzież boreliozy, a następnie wdrożenia leczenia ILADS utrzymującego chorobę do dnia dzisiejszego w karbach, rozpoczęła się trudna walka o powrót na dawne trasy z wczesnej młodości. Na trasy długie, oraz oddalone od miejsca zamieszkania.

Beskid Mały 08.05.2019 – szlak z Czupla w kierunku Przysłopu i znajdującej się nieopodal formacji skalnej Diabli Kamień (po prawe na górze), na dole wędrując Gronik w kierunku Czernichowa, tu widzianego pomiędzy drzewami w dolinie.

Notabene sama długość trasy nie stanowiła już tak wielkiego ryzyka, jak właśnie bezpieczny dojazd i powrót, to miasto, ulice, hałas, ludzie… tysiące bodźców, których suma bez żadnego uprzedzenia może i czasem wywołuje, ostry atak zawrotów głowy. Dlatego zawsze taki wyjazd obarczony jest ryzykiem, dlatego też zawsze staram się mieć plan awaryjny jakby coś poszło nie tak. Powrót jednak na szlaki liczące powyżej 20 km zajął mi równo… 15 lat. W 2009 do 2012 było to po kilka kilometrów, potem w trakcie nadzwyczaj pełnej reemisji od 7 do 15 km, aż wreszcie w 2018 osiągnąłem około 23 km – był to niesłychanie ważny przełom, magiczna granica którą starałem się sforsować od tylu lat… nie można było zaprzepaścić tego faktu, oddać bolerze zdobytego terytorium.

Beskid Mały 08.05.2019 – zmęczenie, nasilony ból, bezsenność w tegoż następstwie jak i narażenia na bodźce akustyczne – czy warto? Zawsze tak! Tu od po lewej zabytkowa dzwonnica na osiedlu Kremplowie, po prawej rzeka Soła w Czernichowie.

Tak właśnie 11.05.2019, o piątej rano wyruszyłem na dworzec PKP aby dostać się do Wisły Głębce – aby powrócić na szlak na którym nie byłem od kilkunastu lat. Wiodący przez Mraźnicę i Kiczory do schroniska PTTK na Wielkim Stożku i dalej przez Mały Stożek, Soszów Wielki i Mały na Wielką Czantorię i metą w Ustroniu Centrum – łącznie 21 km szczęścia i wolności… rozpoczynając wędrówkę z niewielkiej stacyjki w Wiśle Głębce nie musiałem nawet spoglądać na drogowskazy, przez cały czas prowadziły mnie wspomnienia, jakże liczne z tych terenów i tak było właściwie za wyjątkiem kilku punktów przez cały czas. To jeden z moich darów, których choroba nie zdołała zniszczyć – bardzo dobra pamięć fotograficzna.

Od chwili wdrożenia leczenia ILADS utrzymującego chorobę do dnia dzisiejszego w karbach, rozpoczęła się trudna walka o powrót na dawne trasy z wczesnej młodości. Na trasy długie, oraz oddalone od miejsca zamieszkania. Pod tym względem rekordowym dotychczas był właśnie rok 2019, pięknym otwarciem, a równocześnie ugruntowaniem zmian zapoczątkowywanym udanym przejściem końcem lata 2018 roku, był wypad 11.05.2019 roku na trasę gdzie nie było mnie od wielu lat, wiodącą z Wisły Głębce na Wielki Stożek, dalej przez Soszów aż na Wielką Czantorię z pieszym zejściem do Ustronia. Po lewej w drodze do stacji Wisła Głębce widocznej po prawej stronie.

Wędrując czułem się jakby czas się cofnął, jakby wszystkie te trudne wyzwania z lat ubiegłych nie miały miejsca – odkrywałem dawne zakątki na nowo, jednak przede wszystkim celebrowałem wolność, możliwość bycia w tych miejscach, przemierzania szlaku, który jeszcze do niedawna leżał daleko poza moimi możliwościami. To kolejny z licznych dowodów za drogą – terapią – którą obrałem, a przeciw wszystkim tym tak zwanym lekarzom, którzy otwarcie mnie skreślili.

Wędrując staram się dostrzegać każdy z przejawów piękna, czy to w postaci kropli skrzącej się niczym diament wśród zielonych traw, czy tez bezmiaru zielonych przestrzeni okrytych młodymi liśćmi szczytów gór. Beskid Śląski 08.05.2019, wędrując w kierunku Stożka Wielkiego przez Mraźnicę i Kiczory (widocznego na dole po prawej) z Wisły Głębce.

Nie oznacza to oczywiście że jest łatwo, że nic takie powroty nie kosztują, bynajmniej… wymagają mnóstwa determinacji i zaparcia do walki z bólem, ograniczeniami ruchowymi, oraz ostrożnego dawkowanie bodźców dźwiękowych. Czy to jednak ma jakiekolwiek znacznie? Lepiej wszakże cierpieć po tak pięknym szlaku, niż od popadania w nihilizm w domu, ból, bezsenność, zawroty i tak nadejdą, dlatego tym bardziej trzeba jak najpełniej, jak najlepiej wykorzystać lepszy czas by afirmować jak najwięcej piękna tego świata – piękna tak drogich mi gór.

Beskid Śląski 08.05.2019 – po lewej nieopodal rozstajów szlaków pod Kiczorą, po prawe schronisko PTTK na Stożku Wielkim, na dole po lewej podchodząc pod Cieślar i widok z tego ostatniego po prawej.

Powroty na tak długie i przede wszystkim odległe od mojego miejsca zamieszkania trasy doskonale obrazują wszystkie te pozytywne zmiany jakie zachodzą w obrębie okresów reemisji. Trzeba jednak pamiętać że pomimo że zasięg wzrósł realnie do szlaków o długości około 25 km, to ze względu na ograniczoną kontrolę trakcji, tudzież nóg, ale i również pasji fotograficznej, moja strata na każdej godzinie według czasów mapowych to około 30 do 40 minut, czyli od 50 do 65%. Nic więc dziwnego że pomimo iż startowałem z Głębiec o godzinie ósmej rano na Wielką Czantorię dotarłem tuż przed zmierzchem bo około dwudziestej. Nie spiesznie, jak zawsze gdy przychodzi mi się rozstać z górami, podążałem w dół do Ustronia Polany, szczęśliwy z przepełniającym mnie poczuciem wolności – nowych możliwości, które miałem nadzieję się utrwalą…

Beskid Śląski 08.05.2019, od góry po lewej: jedno z najstarszych schronisk w Beskidzie Śląskim na Soszowie / las przed Soszowem Mały / odpoczynek na „leśny tronie” tuż przed rozpoczęciem mozolnego podejścia pod Czantorię Wielką / widok z rejonu za Przełęczą Beskidek.

* * *

Kolejne dni mijały na odrabianiu zaległości w codziennych sprawunkach, które zawsze ulegają nawarstwieniu po dłuższym usilnieniu w domu, koniecznych wizyt lekarskich, oraz ponownego wyjazdu do stomatologa w Krakowie. Tam miła Pani dentystka konturowała batalię o uratowanie tego co można uratować, zanim awansuję na wyższe piętro, tudzież protetykę. Wykonywała bardzo dobrą i profesjonalną pracę, jednak to co zdumiało mnie najbardziej to absolutnie wspaniałe znieczulanie.

Beskid Śląski 08.05.2019 – rozpoczynając niespieszne zejście z szczytu Czantorii Wielkiej, jak zawsze gdy przychodzi mi się rozstać z górami, podążałem w dół do Ustronia Polany, szczęśliwy z przepełniającym mnie poczuciem wolności – nowych możliwości, które miałem nadzieję się utrwalą…

Wiele raz w życiu bywałem u różnych stomatologów, ale ta Pani czyniła po prostu magię, ból był tylko nic nie znaczącym słowem, to tak dla osób którzy lękają się właśnie bólu, najczęściej dotyczy to nas facetów zresztą… jedynym co mocno mnie irytowało to tempo tych prac, mocno rozstrzelone terminy, do tego moja niestabilność stanu, owocująca brakiem pewności czy mi uda się na takowy dotrzeć, pomimo całej mojej determinacji, sprawiały że postępy były wyjątkowo wolne. Nie wiedziałem jednak wówczas jeszcze o tym że system obowiązujący w tym miejscu przewiduję furtkę do dalszego o wiele większego spowolnienia leczenia…

Rok 2019 stał pod znakiem licznych wyjazdów do kliniki stomatologicznej w Krakowie, jednak i te mało przyjemne wypady pozwoliły mi przekroczyć kolejne granice, również w nich odnalazłem więc radość – radość dawno nie obecną w moim życiu, z samodzielności, oraz podróży. Wyprawy te jednak również pochłonęły masę ze skromnych zasobów moich sił, oraz lepszych dni, jednak pomimo tego wysiłku jak się dalej dowiecie trud ten okazał się nie do końca nagrodzony…

* * *

Piękne letnie dni mijały jak zawsze nazbyt szybko gdy towarzyszyła im reemisja, wpierw incydentalnie, potem coraz dłużej i głośniej powrócił pisk i szum w uszach, wraz z nimi obniżeniu uległa drastycznie tolerancja na bodźce, powrócił problem z bezsennością i zaognił się rozsiany, nie poddający się znieczuleniu ból… wszystko to zwiastowało powrót niechcianego gościa, mojego wroga, zapraszającego mnie do kolejnej bitwy.

Beskid Śląski 18.05.2019 – platforma na wieży widokowej na Szyndzielni

Wciąż jednak w nogach była siła, wciąż jednak nie zamknęły się do końca drzwi wolności, toteż nie bacząc na zakusy bolery raz jeszcze powróciłem na szlak, już nie odległy, już nie tak długi, bo w pobliskie mi szczyty Beskidu Śląskiego, tudzież „moją” górę Klimczok. Marszruta wiodła z Szyndzielni, przez Klimczok, Przełęcz Kowiorek, Schronisko PTTK pod Klimczokiem z zejściem do Sanktuarium Maryjnego na Górce i metą w Szczyrku.

Beskid Śląski 18.05.2019 – wciąż jednak w nogach była siła, wciąż jednak nie zamknęły się do końca drzwi wolności, toteż nie bacząc na zakusy bolery raz jeszcze powróciłem na szlak, już nie odległy, już nie tak długi, bo w pobliskie mi szczyty Beskidu Śląskiego, tudzież „moją” górę Klimczok – szczyt który przez długi czas pozostawał jednym w moim zasięgu, tu widok z niego po lewej w kierunku Przełęczy Kowiorek, oraz Magury z widocznym budynkiem schroniska PTTK pod Klimczokiem / po prawej podczas zejścia w kierunku Sanktuarium Maryjnego na Górce w Szczyrku.

Schodząc w dół byłem syty piękna i radości że po raz kolejny udało mi się wyrwać dzień podstępnej chorobie, byłem jednak świadom że to już ostatnie chwile gdy to ja, a nie ona, decyduje o moim czasie i możliwościach… byłem też jednak w pełni gotów na kolejne starcie, wciąż mając w pamięci piękny długi wypad na szlak który do niedawna był tylko niemożliwą do zrealizowania mrzonką.

Beskid Śląski 18.05.2019 – widoki szlaku z Magury do Szczyrku przez Sanktuarium Maryjne na Górce, po lewej masyw Stożka Breńskiego, oraz Kotarza, w tle pasmo Malinowskiej Skały, po prawe ruiny dawnej drewnianej chałupy na polanie nieopodal osiedla Podmagura, w tle najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego – Skrzyczne.

W mroku wojennej batalii nocami trwam…

Znów w zamknięciu, karmię serce wspomnieniami z minionego okresu reemisji, znów dzień za noc, a księżyc za słońce… i znów jakże ważną rolę tu pełnią zadania dodatkowe, odrywające od walki z chorobą – od bólu, pasje które pozwalają wytrwać. Poślednie miejsce z pewnością zajmuje to fotografia, zarejestrowane podczas reemisji zdjęcia na szlakach górskich, podczas wypadów terenowych, „wywoływane” są właśnie zazwyczaj podczas zaostrzeń, dzięki czemu przenoszę się ponownie w te wszystkie piękne miejsca, chwile wolności, które odwiedziłem – których doświadczyłem…

Znów w zamknięciu, karmię serce wspomnieniami z minionego okresu reemisji, znów dzień za noc, a księżyc za słońce… w takich chwilach to właśnie umiejętność kreatywnego wypełnienia czasu pozwala przetrwać zły czas nie pozwalając na zdominowanie się autodestrukcyjnym emocjom. Z cała pewnością jedną z takich pasji jest właśnie dla mnie fotografia, nie tylko ta terenowa, choć oczywiście wiodąca prym, ale i ta bardziej „eksperymentalna” studyjna. Tu przykłady takich zdjęć, portret Żony i kolaż…

Jak już wspomniałem jednym z projektów realizowanych już wcześniej od ponad pół roku było przygotowanie do druku już IV mojego tomiku poezji pod tytułem „W poszukiwaniu równowagi”. Wreszcie po wielu korektach i zmianach treści, poprawkach merytorycznych, tu wielkie podziękowania dla mojego Przyjaciela i mentora Krzysztofa Kwaśniewicza, za jego cierpliwość oraz ogrom pracy wkładany w przygotowanie kolejnego tomiku, po ukończeniu prac nad okładką i grafikami w jego treści, przeprowadzeniu druku próbnego grafik, nadeszła ta ważna dla każdego autora chwila gdy tomik początkiem czerwca trafił do druku…

W domowym studio, w ciszy wieczoru, gdy wyjść nie można powstają czasem takie prace…

Jest to zawsze bardzo budujący, radujący, a równocześnie przyprawiony nutą niepokoju moment dla autorów, nie tylko poezji, czy prozy, ale tak samo fotografów otwierających swoją wystawę, czy każdego innego typu twórczości. Zawsze bowiem pozostaje w głowie gdzieś ta niepewność, jak dany wytwór zostanie przyjęty, tu akurat tomik poezji, czy zrobiliśmy wszystko aby był jak najlepszy, oraz wreszcie najpierwsze z pytań jak sprawi się drukarnia. Na tym bowiem polu bywa niestety różnie…

Nic więc dziwnego że właśnie ten moment napawał mnie szczególnie niepokojem. Szczęśliwie gdy wreszcie dotarł do mnie kurier z pierwszymi wydrukowanymi 300 egzemplarzami okazało się że tym razem poligrafia spisała się na medal. Choć jak zawsze kilkanaście posiadało błędy, nie tyle drukarskie co powstałe w wyniku niedbałego składu, mieściło się to jednak w graniach akceptowalnego odrzutu. Czwarty tomik poezji… czwarte otwarcie mojej duszy, myśli, doświadczeń, zamkniętych w słowach.

Wydanie własnego tomiku, jak i każdego innego typu własnej twórczości, zawsze jest bardzo ważnym momentem dla autora… zawsze też pozostaje do końca obawa czy aby drukarnia czegoś nie zepsuła, na szczęście obawy te w przypadku druku pierwszej części nakładu tomiku „W poszukiwaniu równowagi” były bezpodstawne…

Tomik „W poszukiwaniu równowagi” miał swoją oficjalną premierę tuż przed rozpoczęciem dorocznego konkursu fotograficznego jaki organizuję już od siedmiu lat „Góry – moje miejsce na ziemi” gdzie był jedną z nagród. Niezmiernie mnie ucieszyły wszystkie budujące słowa od osób które tomik otrzymały, lub zakupiły, to właśnie dzięki nim pisanie ma sens – dziękuję! O samej treści pozwólcie nie będę się tu już rozpisywał, jeśli bylibyście nią zainteresowani zapraszam do działu tomiku „W poszukiwaniu równowagi” – korzystając z poniższego buttona możecie również pobrać darmowy fragment tomiku w PDF.

.


autor: Sebastian Nikiel / U MNIE – wpis numer: 1 / 2019-2020 aktualizacja: 25.01.2020 / strona 4/17

prawa autorskie / materiały graficzne:

wszystkie wykorzystane w opracowaniu fotografie są autorstwa Sebastiana Nikla i mogą być wykorzystywane wyłącznie w zastosowaniach niekomercyjnych, oraz z uznaniem i zachowaniem autorstwa, zgodnie z licencją Creative Common 3.0 – www.creativecommons.org / Copyright – can be obtained in a non-commercial manner and with the recognition and behavior made, in accordance with the license under the Creative Common 3.0 license – www.creativecommons.org

prawa autorskie / materiały tekstowe:

Zabrania się wykorzystywania całości, jak i fragmentów tekstu opracowania bez zgody autora, którego są własnością. / It is forbidden to use the whole or fragments of the text without the consent of the author they own.