Jarosław Durbas – wywiad

artykuł: „Jarosław Durbas – laureat I miejsca w konkursie fotograficznym – historia zwycięskiego zdjęcia” / data aktualizacja: 13.07.2017

Niedawno zakończył się prowadzony na łamach witryny przez ponad trzy miesiące konkurs fotograficzny „Góry – moje miejsce na ziemi…”, celem konkursu było promowanie piękna gór, dzielenie się nimi przez pryzmat własnych doświadczeń, osobistego kontaktu z nimi. Zarówno w temacie konkursu, jak i regulaminie celowo nie zostały wyznaczone granice interpretacji tegoż tematu, jak i granice geograficzne pasm górskich do których miał się odwoływać.

Miało to sprawić by nadsyłane prace miały zróżnicowany charakter, ukazując w możliwie najbogatszy sposób szeroki wachlarz emocji, obrazów, miejsc, jakie wiążą się z górami. Miało to również sprawić iż konkurs wyjdzie poza granice naszego kraju, ukazując piękno gór całego świata… dzięki Wszystkim uczestnikom którzy tak licznie wzięli udział w konkursie cele te zostały w pełni osiągnięte, a nadesłane fotografie zapierały niejednokrotnie dech w piersiach, bawiły, wzruszały, przenosiły w niezwykłe zakątki całego świata…

Pierwsze miejsce w rzeczowym konkursie zajął Jarosław Durbas, za zgłoszoną fotografię pod tytułem „Annapurna”. Serdecznie zapraszam do przeczytania krótkiego wywiadu ze zwycięzcą, w którym poznamy kulisy wykonania tej pięknej fotografii, oraz osobę samego zwycięzcy.

Na wstępie opowiedz coś może Jarku o sobie, jak zaczęła się Twoja przygoda z górami, jak wygląda ona dziś… wnioskując z fotografii, bardzo się ona rozwinęła prowadząc Cię aż w góry najwyższe?

Zaczęło się u mnie jak pewnie u każdego od sobotnio-niedzielnych wypadów z rodziną w najbliższe góry, potem z czasem także Tatry Polskie czy Słowackie, oraz Karkonosze. Wyjazdy w Himalaje rozpoczęły się dość przypadkowo, następnie przez lata stopniowo się rozwijały. W 2001 roku byłem po raz pierwszy w Nepalu (były to czasy, gdy Austrian Airlines latał bezpośrednio z Wiednia do Kathmandu). Był to prywatny, raptem kilkudniowy wyjazd, z moim Tatą. Byliśmy w rejonie Pokhary, nie było nam jednak dane zobaczyć jakiegokolwiek ośnieżonego fragmentu masywu Annapunry zza ściany gęstych chmur.

Zrządzeniem losu rok później również przyjechaliśmy do Nepalu i wtedy góry okazały się już łaskawsze… co prawda z pewnej odległości, poza szlakami większych trekkingów, ale widzieliśmy masywy Annapurny i Dhaulagiri, oraz Himalaje Langtang z widocznym na horyzoncie Mt.Everestem i Makalu.

Potem już poszło, pierwszy trekking ze znajomymi w 2005 roku (to z tego wyjazdu pochodzi konkursowe zdjęcie) do Annapurna Base Camp, potem kilka objazdów (ze znajomymi, oraz jako pilot dla jednego z największych polskich touroperatorów), trekking w Dolinie Langtang (dzięki organizacji mojego serdecznego kolegi z Rudy Śląskiej), kolejny trekking do ABC (Annapurna Base Camp – przypis autora) i rok temu w listopadzie trekking dookoła Annapunry.

W sumie do dnia dzisiejszego granice Nepalu przekroczyłem dziewięć razy. Nie mam wyczynowej kondycji więc góry są cudownym dodatkiem do zwiedzania tego pięknego kraju. Na szczęście dla mnie większość tras trekkingowych jest przystosowana dla osoby w każdym wieku, z podstawową kondycją. Zdobywanie tatrzańskich szczytów nie raz jest o wiele trudniejsze niż wędrowanie przez Himalaje.

zdjęcia od lewej: Kyanjin Ri 4773 m n.p.m. – w tle Langtang Lirung 7246 m n.p.m. / Lantang Lirung 7246 m n.p.m – Nepal, Langtang

Z informacji jakie udało mi się znaleźć w sieci, wnioskuję iż Twoje związki z górami nabrały również charakteru zawodowego, że udało Ci się połączyć osobistą pasję, z pracą?

Zgadza się, w 2002 roku nawiązaliśmy współpracę z jedną z najstarszych agencji trekkingowych w Kathmandu (to od nich przejąłem nazwę). Początkowo przy obsłudze objazdówek a z czasem dzięki lepszej promocji mojej firmy i strony internetowej rozwinęły się trekkingi. Obecnie organizuję trekkingi dla grup zorganizowanych z pełnym pakietem od transferów, hoteli, tragarzy i przewodników, pozwoleń trekkingowych po zdobywanie sześciu tysięcznych szczytów.

Nie zapominam także o osobach indywidualnych, które samodzielnie przybywają do Nepalu i wolą mieć zapewnione z góry poszczególne świadczenia (bilety autokarowe, pobyt w parku narodowym Chitwan, hotele, zwiedzanie z przewodnikiem itp. – Trekking Team – istnieje od 2004 roku (początkowo pod nazwą Kantipur) i z roku na rok, mam na szczęście coraz więcej pracy. Przy dobrze ułożonym programie jestem w stanie zorganizować wyjazd do Indii i Nepalu dla grupki 4-6 osobowej z pilotem, w cenie podobnej do katalogowych z biur podróży. W firmie pracuje także mój Tata – Marek Durbas, który pilotuje grupy od ponad 30 lat i to od Niego przejąłem zainteresowanie krajami azjatyckimi.

Specjalizujemy się w trekkingach ale organizujemy także wyjazdy do Chin, Tajlandii, Birmy, Laosu, Wietnamu, krajów Ameryki Południowej….a także wycieczki szkolne i dla stowarzyszeń po Polsce i krajach sąsiadujących.

zdjęcia od lewej: Trekking dookoła Annapurny listopad 2012r – okolice jednego z najwyżej położonych jezior w Himalajach – Tilicho – zejście do Tilicho Base Camp 4180 m n.p.m. / Ponggen Dopku 5930 m n.p.m., Langtang

To wspaniałe że nie tylko udało Ci się połączyć te często trudne do pogodzenia wątki życia, jak pasja i praca, lecz oferujesz również innym możliwość poznania piękna gór, w tym najwyższych, spełniania przez nich z Twoim wsparciem marzeń… czy Wasza oferta kierowana jest wyłącznie do zaawansowanych trekerów, czy też jest ona zróżnicowana i kierowana również do osób mniej doświadczonych?

Nasza oferta jest bardzo szeroka, dzięki długoletniej współpracy z agencją z Kathmandu jestem w stanie zorganizować dosłownie wszystko. W ciągu ostatnich dwóch lat mały sukces odniosły moje kilkudniowe pakiety pobytowe w Nepalu. Turyści przyjeżdżali do Kathmandu, stamtąd odbierał ich mój kontrahent i mieli zapewnione bilety na lokalne autobusy, zakwaterowanie, odpoczynek w Chitwan, krótki paro godzinny trekking, lub inne świadczenia. Dla kilku indywidualnych grup organizowałem trekkingi w rejon Everestu, dookoła Annapurny czy w terenach restrykcyjnych jak na przykład w rejonie Manaslu czy w dolinie Mustang.

W Himalajach Nepalu każdy znajdzie coś dla siebie, dostępne trasy są bardzo zróżnicowane, o różnym stopniu trudności, są trasy trekkingowe, które wymagają zorganizowania małej karawany, gdzie trzeba zabrać namioty i jedzenie na kilka dni, są również trasy (te najbardziej popularne) które funkcjonują w oparciu o zakwaterowanie i jedzenie w lokalnych schroniskach – herbaciarniach (tea-housach). Wreszcie są też takie gdzie można połączyć trekking pod namiotem i nocleg w schronisku. Na dostępnych trasach natrafimy również na wysokie przełęcze, które wymagają już odpowiedniej kondycji i sprzętu, a wyższe partie tras bywają ośnieżone, lub nawet miejscami oblodzone, jednak na szczęście dla mnie większość popularnych, ogólnodostępnych tras trekkingowych jest odpowiednia dla osoby w każdym wieku, z podstawową kondycją. Zdobywanie tatrzańskich szczytów nie raz jest o wiele trudniejsze niż wędrowanie po trekkingowych szlakach przez Himalaje.

Oczywiście jest to tylko ogólna metafora, nie uwzględniająca takich czynników jak: różnica wysokości nad poziomem morza (inaczej się oddycha i męczy), bywają duże wysokości względne, oraz kilometry tras pokonywanych w ciągu dnia, do tego inne warunki pogodowe i roślinne panujące na poszczególnych wysokościach. Czynniki te jednak w znacznym stopniu można stopniować, dobierając trasy tak by były one odpowiednie dla naszych umiejętności i możliwości fizycznych. Na większości głównych tras trekkingowych, czynnikami najistotniejszymi są chęci i umiejętność oceny własnych możliwości. Kwestia w ile dni przejdzie się dany szlak nie powinna mieć znaczenia dla kogoś kto kocha góry, natomiast nie rozumiem ludzi, którzy zdobywają szczyty i trasy na czas…

zdjęcia od lewej: Thorong La 5416 m n.p.m. / South Annapurna 7219 m n.p.m. widok z Annapurna Base Camp

Przejdźmy więc teraz do zwycięskiego zdjęcia, z wcześniejszej korespondencji wiem że z fotografią tą wiąże się niezwykła historia, czy zechciałbyś się nią z nami podzielić?

Historia związana z konkursowym zdjęciem jest oparta na faktach, wydarzyła się w bazie pod Annapurną, był to październik 2005 roku (do Base Campie dotarliśmy 10.10.2005).

Było zimno, nawet bardzo. Śpiwór który okrywał mnie całego i kurtka którą miałem na sobie, razem z czapką i polarem nie dawały mi cieplnego komfortu. Nie czułem się dobrze, budziłem się któryś raz z rzędu w nocy i nie mogłem zasnąć. To pewnie zmęczenie, które odbijało się po ostatnich kilku dniach wędrówki. Mieliśmy pecha, tegoroczny monsun jakoś się przedłużał a pokonując trasę raz paliło mnie słońce a raz oblewał deszcz. Dodatkowo widoki nie dostarczały wrażeń, o których czytałem w przewodnikach. Ostatnie pół dnia do bazy szliśmy we mgle i lekkim deszczu, wysokość dawała mi się we znaki ilekroć zatrzymywałem się aby odsapnąć. Było źle… po dotarciu na nocleg i po kolacji zmęczony z bolącą głową poszedłem spać. Wszystko to razem sprawiło, że miejsce, w którym się znajdowałem, czyli Annapurna Base Camp, było dla mnie czymś abstrakcyjnym. Dzięki figlarnej pogodzie nadzieje na jakiekolwiek widoki stały się nikłe, a co chwilę nachodziły mnie krytyczne myśli „po co tu szedłem”. Miałem także świadomość, że chwilę po śniadaniu trzeba będzie udać się w dół doliny, w drogę powrotną… Odwróciłem się na drugi bok i próbowałem jeszcze dospać wśród akompaniamentu chrapania innych mieszkańców lodgy i kolegi, który właśnie wyszedł do toalety i hałasował przed budynkiem potykając się o różne rzeczy. Gdy kolejny raz otworzyłem oczy, budząc się ze snu, kątem oka zauważyłem, że mrok pomału uciekał.

zdjęcia od lewej: Zdjęcie Jarosława Durbas – nagrodzone w konkursie fotograficznym „Góry – moje miejsce na ziemi…” – Annapurna Base Camp / Annapurna Base Camp (ABC)

Wyszedłem z lodgy, prawie wszyscy pozostali uczestnicy już nie spali. Rozejrzałem się i moim oczom ukazał się widok ciemno-białych ośnieżonych gór. Dziesiątki szczytów dookoła a wśród nich Machhapuchhre 6993 m (tzw. rybi ogon) South Annapurna 7219m, Hiunchulli 6441m i Tharpu Chuli 5663m przebijały się ze śmietanki chmur, które spowijały ich dolne partie. Niestety w północnym miejscu kotliny chmury nadal zasłaniały najwyższy szczyt bazy. Nie widać Anny – posmutniałem. Po jakiejś chwili chmury zrobiły się lekko białe i część z ludzi podeszła bliżej, do małego kamiennego murku z flagami buddyjskimi, ku odsłoniętemu lodowcowi. Anna opornie zaczęła się budzić ze snu jakby leniwie odkrywając się z mgielnej kołdry. Z minuty na minutę odsłaniały się poszczególne partie niezwykłej Annapurny I, dwójka wędrowców podeszła nieco bliżej, ich ciemne sylwetki kontrastowały z coraz bardziej widocznymi zarysami odsłoniętych partii szczytowych (8091m).

Przedstawienie trwało, zamiast fanfar temu zjawisku towarzyszyły dźwięki odłamów skalnych i schodzących co jakiś czas mniejszych lawin, było widać, że te góry wciąż żyją. Staliśmy jak osłupieni gdy chmury całkowicie odsłoniły nam ponad 3 kilometrową ścianę, która na każdemu z nas zrobiła niezapomniane wrażenie. Naszym oczom ukazała się potężna góra, spowita ogromnymi wiszącymi płachtami śniegu na graniach, widać było, że ten śnieg leży na niej niczym płaszcz na królowej. Jej szczyt nadal wyglądał tak nierealnie i niedostępnie a z miejsca gdzie staliśmy nie było już innych jak tylko początki szlaków wspinaczkowych. Z lewej strony odsłonił się także Barha Shikhar 7647m. Całe przedstawienie trwało około pół godziny, Annapurnę szybko przykryły chmury w jej dolnych partiach, pozostawiając ścianę dotykającą granatowego nieba. Dno kotliny rozświetliły promienie porannego słońca, jak na dłoni utrzymywał się widok na wspaniałe ośnieżone góry. Był to ten moment w którym znikają wszelkie trudy i niedogodności, zapomniałem o tym, że boli mnie głowa.

zdjęcia od lewej: Lądowisko helikoptera w Kyanjin Gompa 3800 m n.p.m. w tle Ganchenpo 6378m – listopad 2010 / Masyw Ganesh Himalaya – listopad 2010

To wspaniała historia… to właśnie te chwile dla których warto, dla których powinno się powracać w góry – chwile które kształtują nasze nie tylko wspomnienia, ale serca i umysły, czyniąc nas bogatszymi, oraz lepszymi. Bardzo Ci dziękuję za to że chciałeś się nią podzielić z czytelnikami.

Na koniec skoro już znajdujemy się w około wysokogórskich tematach jeszcze jedno pytanie, bywasz w górach najwyższych, prowadzisz również firmę oferującą takie wyprawy, jak oceniasz, jak sam odbierasz, góry najwyższe dzisiaj? Dużo mówi się w mediach o negatywnym wpływie otwarcia ich dla szeroko rozumianej turystyki, o negatywnym wpływie komercjalizacji… czy zgodziłbyś się z takim głosami?

Ten problem jest bardzo złożony. Komercjalizacja wkracza przede wszystkim na najbardziej popularne szlaki trekkingowe, jak i na najbardziej popularne szczyty w tym na Mt.Everest. Nepalczycy budują kolejne lodge, powstają małe osiedla z nowymi domami pomiędzy dłuższymi odcinkami na szlaku, poprawiają jakoś istniejących dróg i budują nowe, doprowadzają prąd, budują kanalizację… W lodgach można wypić kakao, piwo, zjeść pizzę, makaron z sosem pomidorowym, coraz częściej zdarzają się toalety w stylu zachodnim (takie jakie są u nas), można poprosić o koce, wynająć czy kupić sprzęt trekkingowo-wspinaczkowy i zetknąć się z wieloma innymi usługami… Dla jednych jest to niszczenie naturalnego otoczenia i zabijanie pierwotnej lokalnej kultury, a dla innych możliwość przybliżenia pięknych miejsc ludziom, którzy do tej pory nie byli w stanie spełnić swoich marzeń.

zdjęcia od lewej: Jeioro Tilicho 4920 m n.p.m. – rejon Annapurny – punkt widokowy wysokość 5200 m n.p.m. – listopad 2012 / Annapurna South 7219 m n.p.m – Październik 2011

Problem komercjalizacji dotyczy zresztą wszystkich gór. Znam ludzi, którzy uwielbiają wypady z namiotem i noclegi w dzikim terenie, inni wolą chodzić po górach ze świadomością że za dwie – trzy godziny będzie jakaś lodga. Najważniejsze jest, aby to turyści nie przekształcali otoczenia szlaków i wiosek. Coraz większy dostęp do szlaków otwiera drzwi także tym, którzy szukają nowych miejsc na imprezy i miejsca rozrywek przy mocniejszym alkoholu. Tak jak w każdych górach trzeba zwracać uwagę takim turystom. Na szczęście ci, którzy szukają rozrywki powinni szybko się znudzić i zmęczyć, a ci którzy kochają przyrodę będą ją wchłaniać całym sobą.

Jest jeszcze jedna kwestia. Trzeba także pamiętać, że z jednej strony postęp jest ułatwieniem dla wędrujących i być może krzyczy przeciwko komercjalizacji… z drugiej strony nie zapominajmy że rozbudowa dróg, czy wydłużenie zasięgu prądu o kolejne domy podnosi standard życia lokalnych mieszkańców.

Serdecznie Ci dziękuję Jarku za znalezienie czasu na podzielenie się z nami historią związaną ze zwycięską fotografią, uchyleniem rąbka historii własnej, oraz gratuluję zwycięstwa w konkursie.

zdjęcia od lewej: Singu Chuli 6501 m n.p.m. / Annapurna III 7555 m n.p.m. – widok z okolic Annapurna Base Camp – październik 2011

Informacje – linki:

  • Agencja trekingowa Jarosława Durbas – „Trekking Team” – www.trampingi.pl
  • Jarosław Durbas / kontakt – biuro@trampingi.pl
  • Oficjalny profil agencji Trampingi Team na Facebooku – www.facebook.com/trampingi

Przypisy:

Zdjęcia wykorzystane w artykule są własnością Jarosława Durbas i pochodzą z jego prywatnych zbiorów – dziękuję za zgodę na ich publikację – więcej zdjęć znajdziecie na profilu Facebook Treking Team – www.facebook.com/trampingi/photos_albums


artykuł: „Jarosław Durbas – laureat I miejsca w konkursie fotograficznym – historia zwycięskiego zdjęcia” / aktualizacja: 14.07.2017 stron 1

tekst i opracowanie: Sebastian Nikiel